W końcu udało się nam zorganizować wypad do Bielic w góry Złote i Bialskie. Miało być nas więcej ale ostatecznie tylko pojechałam ja z Boną i Damian z Oskarem. Ares został tym razem w domu, bo z róznych powodów mogłam wziąć tylko jednego psa. A ponieważ jechaliśmy jednym samochodem to wybór padł na Bonę, bo nie wyobrażaliśmy sobie wspólnej podróży Aresa z Oskarem.
Strome urwiska i łagodne zbocza, szum Białej Lądeckiej i okolicznych strumieni, urokliwe wodne kaskady, leśne oczka wodne, skałki, skały i ogromne głazy, mnóstwo jagodowych krzewów, przełęcze, wzniesienia, tarasy widokowe, wszędzie dookoła te zielone świerki no i pogoda sprzyjająca spacerowaniu (choć w sobotę podczas spaceru „dopadła” nas niewielka burza) – naprawdę było pięknie i żal było tak szybko wyjeżdżać.
Jak tylko przyjechaliśmy wypuściliśmy psy na porośnięte trawą zbocze znajdujące się tuż za naszym domkiem w którym nocowaliśmy

A dookoła głównie świerki. Przyznam, że nie mogłam znależć ani jednej sosny.

Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy, chcieliśmy tego dnia (w sobotę) zdobyć Kowadło (989 m), graniczny szczyt w Górach Złotych.
Samochód zaparkowaliśmy na parkingu przy Białej Lądeckiej. Psy od razu ruszyły w stronę rzeki, bo tego dnia było dość gorąco i pić to im się chciało.

Nie byliśmy jedynymi którzy podążali na szczyt

Energia rozpierała nasze psy

Trochę informacji o miejscu ku któremu zmierzamy.

Wzdłuż trasy słupki graniczne. Raz byliśmy po stronie polskiej, raz po czeskiej.
Tu jesteśmy po stronie polskiej.

Znajdujemy kilka płaskich skał nad urwiskiem tworzących swego rodzaju platformę widokową, z których możemy podziwiać Sudety.

Jesteśmy na szczycie Kowadła. W języku czeskim szczyt nosi on nazwę Kovadlina i znajduje się w pewnym oddaleniu od polskiego Kowadła. Być może dlatego, że wierzchołki szczytów są tu dość spłaszczone i trudno jednoznacznie okreslić miejsce najwyższe.

I na koniec jeszcze trochę mojej Bonbony (czyli Bony).

Dość sprawnie poszło wspięcie się na ten szczyt i postanowiliśmy, że możemy jeszcze zaliczyć Nyznerowskie Wodospady – wodne kaskady w bukowym lesie po stronie czeskiej. Ale już w trasie porzucilismy ten zamiar, bo z naszych wyliczeń wynikało, że trudno będzie nam wrócić do naszego ośrodka przed zmrokiem, no i jeszcze ta niepewna pogoda. Dobrze że odstapiliśmy, bo w drodze powrotnej dopadła nas burza, na szczęście nie była duża.