Dziś do nas dołączyła Jagoda z Czatą. Spotkalismy się na pobliskim wzgórzu, ale mój małolat nie miał za bardzo się z kim bawić, Ares czatował na jakiegoś psa, teren też za mały na kilkugodzinny spacer, no więc pożegnaliśmy nasze wzgórze i drogą przez park podążyliśmy na pola.

W naszej ekipie spacerowaj zdecydowaną większość stanowiły ogary. No i większość z nas to już posiadaczki dwóch psów – tylko Jagoda miała jedynaczke.
Czata, podobnie jak Ares, nie pozwalała Bonie na wiele. Trochę ją pogoniła, trochę przycisnęła do ziemi, trochę obwarczała - niech mała zna swoje miejsce.

Jak na nią spojrzała to Bona grzecznie odwróciła głowę i patrzyła w bok aby uniknąć jej spojrzenia. Ruszyła się dopiero jak Czata odeszła. Wyglądała wtedy bardzo pokornie. Nie dość, że w domu Ares jej nie pozwala na wiele, to jeszcze na spacerze doznaje czegoś podobnego.
Ale po takich chwilach pokory odzyskiwała swój szczenięcy wigor i ciekawość. No cóż, nie ma lekko, jakoś to przeżyje.
A na spacerze było wiele ciekawych nowości, np. para sportowych butów pozostawiona pod drzewem obok ścieżki biegowej.
Tego dnia było dość ciepło, jak słoneczko mocniej przygrzało postanowiłyśmy zrobić odpoczynek na jakieś łączce. Jagoda odpoczywała oparta o plecy swojej Czaty, Bona znalazła sobie jakąś wysuszoną łodygę do zgryzania, potem zwiedziła terem i w końcu przyszła do mnie na pieszczoty, a wyluzowany Ares nie spoglądał na nią badawczo, zaś Czata z moim „okropnym” psem wdali się w jakąś wymianą zdań (naprawdę gadali, jak jedno skończyło szczekać , to dopiero wtedy następne zaczynało), Tośka zajęła miejsce w pobliżu swojej Pani (tak się najlepiej czuje), no a Bodek – Bodek emanował siłą spokoju, wystarczyło że był, że się na niego patrzyło, że wokół tylko my i wysokie trawy, by wyzbyć się i zapomnieć o tym, że gdzies obok istnieje jakaś rzeczywistość ze swoimi problemami. Przez jakiś czas czułyśmy od niej oderwane, jak zawieszone w jakimś przyjemnym niebycie.
Taki to był nasz spacer – bardzo relaksujący mimo spięć między psami.