Bory Stobrawskie
W ostatnią niedzielę znów podziwialiśmy piękną Opolszczyznę. Tym razem było nas więcej, bo do ogarów (Aresa i Czaty) dołączyli Bodek z Tośką i ich Pańcia.
Wyruszyliśmy rano, gdzieś ok. godz. 8, jechaliśmy we mgle, ale na szczęście w okolicach Oławy już mgła została za nami i pokazało się słoneczko. Bodek jak wsiadał do samochodu to był cały wilgotny- takie higroskopijne są te jego włosy i szybko chłoną wilgoć.
Po przybyciu na miejsce w Tośkę coś wstąpiło, zaczęła biegać z szeroko otwartym pyskiem nie mogąc się doczekać tego co miało wkrótce nastąpić – długiej wędrówki przez lasy i pola. A chodziliśmy długo, do Wrocławia przyjechałam ok. 19.30.Spacerowaliśmy więc jakieś 8 godzin
Wszystkim nam humory dopisywały, psy nie do zdarcia, wytrzymały kondycyjnie. Bodek również wpasował się w to myśliwskie towarzystwo, nie robił wprawdzie jakiś wypadów, trzymał się bliżej nas i częściej odpoczywał - ale całą trasę przeszedł.
Czata „skumplowała” się z Oskarem, bo ten lepiej był zorientowany na swoim terenie i będąc w pobliżu niego mogła skorzystać z jakiegoś znaleziska.
Tym razem nie było stad jeleni, dziczków i lisów. Natknęliśmy się tylko w lesie na kilka sarenek. Zdjęć żadnych nie udało się im cyknąć, bo szybkie to, no i drzewa ograniczały widoczność. Można powiedzieć, że bardziej je słyszeliśmy niż widzieliśmy.
Tak wyglądała droga widziana przez okno mojego samochodu. Zdjęcie zrobiła Orsa.
Podziwiamy z daleka pasące się konie. Czaty nie ma bo już poleciała zobaczyć je z bliższej odległości.
„Klangorzyło” nad tym stawem
Doszliśmy do Minkowskiego Potoku. Tu kiedyś natknęliśmy się na młodego dziczka.
Kolejny odpoczynek. Nad nami krążyły dwa kruki, głośno i „szorstko” krakały, tak jakby nie były zadowolone z tego, że tu przyszliśmy.
Czata głosząca wszem i wobec, że tu odpoczywa Bodek.
Oskar był nie do zdarcia. Nie dość że miał sporo kilometrów w nogach – to jeszcze nie odpuszczał żadnemu kijkowi.
Las, las,………polski las,……….coś pięknego!!
CDN……………….