Po drodze chyba było kilka przypadków babeszjozy wśród forumowych ogarów, ale ponieważ moje ostatnie doświadczenia w zakresie babeszjozy są chyba dość ciekawe postanowiłam odświeżyć ten konkretny wątek.
Łoza właśnie ma babeszjozę po raz trzeci
Wszystko mi opadło i niestety straciłam wiarę w foresto . Wiem, że nie ma 100% pewności i o ile poprzednio ( maj 2016) mogłam mieć pretensję do siebie, bo Łoza po kąpieli miała 2-3 dni przerwy w noszeniu obroży i zachorowała stosunkowo krótko po jej ponownym założeniu to teraz nie wiem co chodzi....Powinno działać co najmniej do maja ( w maju będzie 6 miesięcy).
Poprzednio objawem była wysoka temperatura i brak apetytu, co w przypadku Łozy jest mega niepokojącym objawem

. Pierwszy właściwie z dnia na dzień - obstawiałam albo babeszjozę albo ropomacicze, bo tak terminowo niby pasowało.Drugi przypadek jakby nieco łagodniejszy, bo ze dwa dni przed temperaturą przywitała mnie po powrocie z pracy lekko zziajana, ale pomyślałam, że spała zwinięta na fotelu i się zgrzała. Następnego dnia odmówiła jedzenia i temperatura doszła do 40 C.
No i teraz...We wtorek były długo same, koleżanka je wyprowadzała. Jak wróciłam Łoza lekko zziajana. O!czerwona lampka. Niby ciepło, ale nie aż tak.Ale wieczór, je...poczekamy. Środa - niby ok ale jakaś taka inna. Pojechałam na spacer, ale już nie właziłam w pola w trawy tylko chodziłyśmy wokół zbiornika. Niby biegała, przybiegała po smaczki, ale to nie to

W domu temperaturę zmierzyłam 38,8.
Ponieważ kilka razy intuicja podpowiadała mi dobrze to wsadziłam Łozę w samochód i do weta. I tam jak siadała i warowała za smaczki to nawet wetka nie wierzyła, że chora, bo robiła to chętnie, chociaż nie tak żwawo jak potrafi. Temperatura 38,2, blade spojówki, nieco wolniejsze tętno i tyle. Krew pobrana - czekamy na wyniki. W czwartek dzwonię - obraz klasyczny
No i imizol, kroplówka (zaraz jedziemy na drugą), leki przeciwzapalne, antybiotyk, witaminy....
Za jakiś czas zobaczymy jak biochemia.
Myślę, że gdyby nie to, że ja jednak jestem dość mocno na moich psach skoncentrowana to łatwo było takie objawy przeoczyć. Oczywiście nie znalazłam żadnego wbitego opitego kleszcza, jednego suchego wyjęłam z sierści, bo nawet trudno nazwać to usunięciem. Z resztą podobnie było poprzednim razem - jeden suchy. A podobno powinny być wbite 48 godzin, czyli myślę, że byłyby najedzone.
Teraz jeszcze podam leki i przechodzimy na bravecto...a właściwie myślę o dwóch formach zabezpieczenia. Chociaż teraz też je jeszcze pryskałam fiprexem przed spacerem.