Zgubiona piłka, znaleziona piłka
Wszystko zaczęło się od tej żółtej piłeczki. Bardzo dobra do rzucania, nie trzeba się zbytnio wysilać, bo piłeczka jest dość sprężysta, dobrze się odbija i Gabi musi się nabiegać by ją dopaść.

Ale piłeczka nie jest taka lekka, dobra do rzucania po ziemi, ale w wodzie to już tonie. A tu Gabi z nią weszła do wody. Nic by się pewnie nie stało, gdyby nagle nie pojawił się łabędź......Weszła do wody i z wrażenia piłeczka jej wypadła z pyska.
Nie dość, że upuściła piłeczkę to jeszcze zaczęła przymierzać się do łabędzia....

Mimo nawoływań popłynęła w jego stronę, a ptaszysko nastroszyło się i zaczęło syczeć. Co w nią wstąpiło – nie wiadomo. Wcale się nie przestraszyła i wytrwale posuwała się w obranym kierunku.
Łabędź widząc, że psu na budę są jego syki – dał za wygraną - włączył swój motorek i bardzo szybko oddalił się od natręta.
Gabi jeszcze przez jakiś czas płynęła ale dystans tak się zwiększył, że odstąpiła od pogoni i postanowiła wrócić.
A na brzegu Ares już nie mógł się doczekać na swoją koleżankę. Gabi zrobi mu prysznic jak wyjdzie z wody, a on to bardzo lubi i zaraz przychodzi mu ochota na jakieś harce.
Gdzie się zapodziałaś.....co znowu wymyśliłaś?
A jaką fajną zabawę miały z przeciąganiem tej gałęzi.
Niestety piłki nie mogłyśmy wypatrzyć, choć prawdopodobnie utonęła niedaleko brzegu.
Czas wracać do domu
Na następny dzień Gabi już miała nową piłeczkę, tenisową, lżejszą od poprzedniej, jeszcze całą, a więc niezatapialną.
Przechodząc obok miejsca gdzie wczoraj zaginęła piłeczka Pańcia Gabi jeszcze raz spojrzała w toń i …...jest......znalazła się!!! Gabi słysząc podniesione i uradowane głosy zaczęła mącić w wodzie i obraz piłki znów się nam zaczernił..
No ale już nie dałyśmy sobie wydrzeć zwycięstwa mimo mącenia Gabi. Dobry długi kij i piłeczka jest nasza. Niestety w tym wszystkim gdzieś się zapodziała nowa piłeczka.