Z ostatnich pomiarów wynika, że koło 72 cm, niestety, nie wiem, ile waży - odmawia bowiem stanowczo wejścia na wagę u weta. Na oko dobre 40 kg. Schudł teraz dramatycznie, po wielogodzinnych hulankach nad morzem.
W kwestii przywoływania trochę odpuściłam - tzn. uznałam, że jest sukcesem, kiedy pies przychodzi po dwóch minutach, nie zaś od razu. Ale przychodzi. Trzyma się mnie na spacerze, co jest dużą ulgą, bo od marca do końca kwietnia chodziliśmy głównie na smyczy - buntował się na całego i miał mnie w nosie

. Zwiewał, aż miło, zżerał śmieci i kości, no - strach się bać.
A teraz... się dorasta. Mamy za sobą pierwsze drobne, męskie utarczki - na horyzoncie pojawił się nawet niejaki Ares, miły kundelek o gabarytach spaniela, który Korka bardzo nie lubi i ze wzajemnością, niestety. Rzucają się na siebie, ogniście warcząc.
Mamy też za sobą sezon cieczkowy wszelkich okolicznych suczek, próby dosiadania, miłosne porywy i tak dalej

.
Nad morzem nie spotkaliśmy ani jednego ogara, za to pewnego dnia zatrzymał się przede mną na drodze leśnej miły człowiek z dzieckiem na barana, stał, wpatrując się miłośnie w Korka i powiedział: "Widzisz, Krzysiu, zupełnie nasza Sonia!"... Zaraz potem dotarła reszta rodziny, żona, dzieci, senior rodu - i wszyscy stali i się wzruszali

. Oczywiście okazało się, że też z W-wy i mają w domu ogarową suczkę, jeno nieco starszą, bo 14-letnią. Jednym słowem - klub ogaro-maniaków działa!
