Dziś odeszła nasza kochana Cyga..........
Ciężko coś napisać nawet. Nie byliśmy na to gotowi ale czy można być? Ostatnio nawet chwaliłam się jej zdrowiem. Nie podejrzewałam niczego a w brzuchu rósł guzior


Kilka tygodni wczesniej zauważyłam, że jakby tyje, że brzucho większe. Na nic nie narzekała nam, kulawizny jakoś tez minęły ostatnio. Chodziłyśmy na długie spacery. Jedzenie cały czas z apetytem. Nagle, z dnia na dzień brzucho wydęło bardziej a kiedy pojechaliśmy na usg, usłyszeliśmy wyrok🥺
Nieoperacyjny, złośliwy guz w jamie brzusznej, bardzo duży. Serce słabe, arytmia. Po ogoleniu brzucha ukazała się sieć prześwitujących naczyń i wet wymacała guzki przerzutowe w listwie mlecznej. I to około roku od dokładnych badań🥺

Wet zalecała uśpienie Cygi od razu ale wróciliśmy do domu na przeciwbólach i dostaliśmy jeszcze jeden dzień na pożegnanie...
To był tylko Jej dzień. Do końca sępiła jedzenie ale już z godziny na godzinę słabła, nerki siadły.
Dostała dziś zastrzyk w domu. Już śni sobie bez bólu, którego nam nie pokazała prawie do końca.
Dwunastej wiosny życia ledwo doczekała, bo słonka już trochę było. Myślałam, ze mamy jeszcze jakieś 2-3 lata. Niestety...
Kochana, dziękuję Ci za te prawie 12 lat wspólnego życia, za naukę człowieczeństwa, pokory i cierpliwości. Za zapach grzybkowy Twoich poduszek, za mruczando. Za Twoje dzieci i wnuki. Byłaś super mamą i babcią dla psich i ludzkich naszych dzieci. Byłaś moim kochanym psem.
Dziś było mi łatwiej niż te 12 lat temu z Cygaro, bo mogłam się pożegnać a Twoje całkiem długie życie przeżyłaś, myślę, szczęśliwa.
Pozwoliłam odejść Ci godnie i taka rola człowieka, opiekuna.
Kocham Cię bardzo...