U nas wszystko zalezy od tego gdzie idziemy... Mam kilka takich miejsc, w których puszczam psa bez jakichkolwiek obaw, że na coś lub kogoś się natkniemy - co najwyżej na zaprzyjaźnione psy. Jeśli nie ma innych psów w okolicy, Rudolf przychodzi na zawołanie - czasem zdarza się, że coś go zainteresuje, jakiś zapaszek etc. - wtedy muszę wołać 2 x. Problem pojawia się kiedy są inne psy, aczkolwiek to też nie zawsze - największe problemy z przywołaniem mam wtedy, gdy "nowy" dopiero się uwidacznia lub przy pierwszych zabawach - po kilku minutach wspólnej zabawy, Rudolf przychodzi bez większych problemów.
Do dziś jednak stosuję metodę na parówkę - pies przyjdzie, siada przede mną i dostaje plasterek parówki w nagrodę, po czym przechodzi do lewej nogi

wtedy albo zapinam albo ma komendę biegaj i biega

Aha, żeby nie kojarzył komendy "do mnie" wyłącznie z zapinaniem na smycz, przywołuję go często ot tak, bez powodu - dostaje parówkę, pobawię się z nim trochę i daję komendę biegaj. Poza tym nauczyłam komendy "zapinamy psa" - zwykle po takiej chwili zabawy jest właśnie komenda zapinamy psa i pies siedzi i czeka grzecznie na zapięcie po czym domaga się smakołyku
i zwykle go dostaje
Są też miejsca (tam chodzimy na poranne spacery), w których wiem że mogę spotkać różne psy i nie ze wszystkimi Rud się lubi bawić - z niektórymi się niezbyt lubi... Tam zawsze chodzimy na smyczy - ale takiej 20 m

Czasem spotykamy zaprzyjaźnione psiaki i wtedy psy są puszczane żeby mogły się w pełni wyszaleć

Wieczorem zawsze idziemy na dłuższy spacer bez smyczy. W okresach zwiększonej aktywności zwierzyny dzikiej unikam już miejsc, w których ona się pojawia tak, żeby Rudolf mógł biegać bez ryzyka puszczenia się za zwerzem.
Inna sprawa, że mieszkam w dobrej dla psa okolicy - mamy mnóstwo lasów, pól i łąk w zasadzie z każdej strony osiedla a jakieś 30 min. spacerkiem przez las i łąki rzekę. Tereny są uczęszczane w zasadzie tylko przez okolicznych mieszkańcow, których póki co nie ma zbyt wielu...
trochę się rozpisałam

sorry
