Tym razem postanowiłam założyć bloga, mam nadzieję na bieżąco dzielić się z Wami tym, jak Mila rośnie i rozwija się, no i przy okazji czerpać z Waszej wiedzy, bo pytań mam sporo

Kilka najświeższych zdjęć:




Jak już wspominałam w wątku powitalnym, Mila jest lękliwym psem. I kiedy już wydaje mi się, że jej problemy nie są aż tak wielkie i widzę światełko w tunelu, potem następuje coś, co znów sprawia, że boję, że taka już będzie zawsze.
Tydzień temu pozytywnie mnie zaskoczyła swoim opanowaniem nad jeziorem, w tłumie ludzi. Nie wyglądała na przestraszoną, zdawała się nie zwracać uwagi na cały ten tłok i spokojnie przeleżała z nami na kocu. W ciągu tygodnia panowały takie upały, że nigdzie dalej się nie zapuszczaliśmy, ok 17 jeździliśmy tylko na działkę, gdzie pies swobodnie sobie biegał. Raz byliśmy w lesie na spacerze i było ok, choć wielkiej radochy nie widziałam. Psinka biegała za nami, czasem zostając gdzieś w krzakach na dłużej z nosem przy ziemi. Moje dzieciaki chodzą teraz w sierpniu do przedszkola, więc czasem odprowadzam je razem z psem przed pracą. Co zauważyłam, to że w drodze powrotnej, kiedy chciałam skręcić w inną ulicę, żeby mieć bliżej do samochodu, Mila stanęła okoniem, zaparła się i nie chciała zrobić ani kroku naprzód. Ciągnęła w tą stronę z której przyszliśmy, (w stronę domu) bała się iść nową drogą. Ustąpiłam i poszłam drogą koło bloku. Jednak po południu, odbierając dzieciaki z przedszkola, wszyscy razem poszliśmy tą drugą drogą i pies, choć z lekką rezerwą, tym razem poszedł za dziećmi, nie zapierał się. Oczywiście cały czas była głośno chwalona, że ładnie idzie. Na drugi dzień już sama spróbowałam z nią tak pójść i dało radę, choć ewidentnie chciała jak najszybciej przejść przez ulicę (w kierunku naszego bloku).
Dzisiaj znów byliśmy na działce i pod wieczór, kiedy się już przyjemnie ochłodziło postanowiłyśmy z córką zrobić sobie spacer i częściowo wrócić z Milcią do domu na piechotę. Ponieważ to jednak ok 10 km, to nie chcąc forsować psa, umówiłam się z mężem, że my wyjdziemy pierwsze, a za godzinę on nas zgarnie z umówionego miejsca. Tak też zrobiliśmy. Dopóki szliśmy przy lesie, wszystko było ok, potem jednak mały odcinek idzie się wąskim chodnikiem przy ulicy i tu już zaczęła się lekka panika, Mila znów się zapierała, nie chciała iść. Bała się przejeżdżających samochodów, co mnie zdziwiło, bo mieszkamy przecież w mieście i wydawało mi się, że już się z nimi oswoiła. (Na początku bała się nawet wychodzić na balkon, bo wychodzi na dość ruchliwą ulicę, jest też przystanek, ale zaczęłam jej dawać jeść na balkonie, kości do gryzienia i strach minął, teraz sama wychodzi i ogląda świat przez balkon). No ale wracając do tematu, jakoś udało się przejść przez ten odcinek, potem było lepiej, a potem znowu kawałek wzdłuż ulicy, ale chodnik znacznie szerszy i bardziej oddalony od jezdni. Ale tu też się bała, zapierała, pokładała na trawie, miałam całą saszetkę przysmaków, jednak była tak spanikowana, że nawet nie chciała powąchać. Zadzwoniłabym do męża, żeby nas zgarnął już z tego miejsca, ale jak na złość okazało, że padł mi telefon. Musiałam ją trochę ciągnąć, żeby szła. Jak tylko nabierała tempa, była chwalona, głaskana i przeze mnie i przez córkę, ale niewiele to pomagało. Na szczęście nie był to długi kawałek i reszta spaceru odbyła się już przez wąwóz, gdzie było już ok, pies szedł normalnie. Żeby złagodzić stres z tego spaceru, dostała w wąwozie dużo smaczków jak już była spokojna. Po wyjściu z wąwozu już mąż nas zgarnął z umówionego miejsca (dzięki Bogu, że się konkretnie umówiliśmy, bo z padniętym telefonem, to musiałybyśmy zasuwać tak aż do domu, Mila by chyba wtedy na zawał padła.
Mam straszne wyrzuty sumienia po tym spacerze i boję się, że zrobiliśmy duży krok do tyłu. Bo jej lęki być może teraz się nasilą, a byłam tak optymistycznie nastawiona. Myślałam, że obecność córki, smaczki sprawią, że nie będzie żadnego problemu, a tu lipa. I co ja mam teraz robić, na pewno wyluzować, ale ona ma już skończone trzy miesiące, więc kiedy ma poznawać nowe sytuacje i miejsca? Czy skoro jest to pies tak lękliwy, to powinnam całkowicie zrezygnować z takich wypraw? Pogodzić się z tym, że będzie to raczej pies kanapowo-działkowy? Sytuacja sprzed tygodnia znad jeziora spowodowała, że nabrałam nadziei, że jednak będziemy mogli ją zabierać wszędzie. Tak to wszystko przeżywam, bo pomimo, iż miałam już w życiu dwa psy, to nigdy nie spotkałam się z problemem lękliwości, dla mnie to kompletna nowość i chciałabym zrobić wszystko, żeby psu pomóc i żebyśmy zarówno my, jak i ona mogli cieszyć się długimi spacerami.