dzisiaj Misza siedziała duzo sama w kojcu bo mnie nie bylo pol dnia, Marcin do pracy... ale spacerek 1h zaliczony na polach... widac ze chetnie by pogonila, ale boje sie ze jak poczuje sarne to poleci i nie wroci... a szkoda mi jej tak targac na smyczy... Saba czy Tara zawsze byly puszczane na duzych przestrzeniach i tak mi jej szkoda... ale z drugiej strony nie chcialabym zeby poleciala za jakas zwierzyna... kotow nienawidzi bo juz byla akcja z Felkiem u tesciow... biedak nie jest przyzwyczajony ze pies chcialby go zjesc... bo zarowno Tara jak i Saba dogadywaly sie z nim... a tu nagle Misza jak go pogonila na podworku... balam sie zeby go nie dopadla
teraz jak ja bralam z kojca to zaryzykowalam i puscilam ja na tej czesci co jest ogrodzona (3/4ogrodzenia mamy zrobione na 64arach).... jaka torpeda... gonila sie ze mna... widac ze jej brakowalo zeby pobiegac... ale z sercem na ramieniu zeby nie zauwazyla czasem kota lub go nie poczula i nie uciekla... ale tak mi jej zal... nie chciala isc do domu... szczekala na mnie i uciekala... wiec ja wzielam i zrobilam w "konia"

kucnęłam i zaczelam mowic "Misza co tu Pani ma" i przyszla do mnie

oczywiscie wychwalilam ja

jestem ciekawa jakby w lesie puscic ja z Tara czy by sie trzymala... nie sadzilam ze ma takie tempo... Saba to byl żółw przy niej
niestety teraz nie mam czasu na zdjecia ale moze po weekendzie uda mi sie zrobic pare zdjec

goraco pozdrawiamy!