I może odebrać psa, jeżeli umowa nie jest przestrzegana - o ile podpisze taką umowę.
Mówimy o punkcie że jeśli pies będzie w złych warunkach lub rozmnażany poza związkiem tak?
Od niedawna zrobiła się na to moda...
To jest ryzykowny punkt. I cóż, od obcego hodowcy - nie zaufanego znajomego, lub NAPRAWDĘ zaufanego hodowcy za którego by mi ktoś poręczył- nie kupiłabym psa z taką umową. Nie udawajmy że tylko nabywcy bywają 'tymi złymi'.
Spotkałam się z opisem sytuacji, w której średnio rokująca suka wypiękniała- nie wiem na czym to dokładnie polegało - i nagle hodowca doszedł do wniosku że właściciel nie panuje nad psem, 'rozpuścił go', pies stanowi zagrożenie dla ludzi i w ogóle jest trzymany w złych warunkach ( co ciekawe ten zaniedbany pies miał za sobą pierwsze sukcesy). Konflikt nastał do tego stopnia iż w pewnym momencie hodowca posunął się do kradzieży albo też "samosądu" bo najzwyczajniej wyrwał właścicielce smycz z ręki i wepchnął psa do samochodu. Gdy policja przyjechała odebrać mu psa, dowiedzieli się że został wysłany do zaprzyjaźnionej hodowli za granicą ( daj boże Belgi?). Sprawa skończyła się w sądzie, suka po ponad pół roku wróciła do właściciela. Podkreślam że przekazano mi tą historie ustnie, zasadą głuchego telefonu coś mogło się przekręcić.
Druga sytuacje zdarzyła się koleżance z pracy mojej mamy, gdzie hodowca chyba właśnie na podstawie tego prawa ( punktu w umowie) najzwyczajniej przyjechał i odebrał psa - niestety chłopak czy tam mąż koleżanki był na "warunkowym" wiec nie chcieli ryzykować sądu.
A o "bojach" jakie się toczą niekiedy o psy stanowiące współwłasność lub będących na "prawach hodowlanych" to można epopeje pisać
