No słabo trochę...Jak wrócilam do domu to była masakra. Cyga robiła już wodę, czekałam na samochód i jak poleciala żywa krew to na sygnale do weta...Nie była jeszcze odwodniona bardzo ale jak to wet określił "blada" trochę, wieć dostała kroplówę. Nie wiedziałam, że da się podskórnie zwierzakom elektrolity lać

W każdym razie po 15 minutach stała się wielbłądem z gulą na grzbiecie

, już trochę wkurzonym na weta za kłucie...Dostała papawerynę i antybiotyk, bo temperatura była podwyższona

Wet postraszyła mnie, że takie objawy mogą być też przy babeszjozie ale mam nadzieję, że to nie to. Od podania leków tylko siusiala już. Aha, jeszcze Nifuroksazyd w tabletce raz miałam podać i udało się. W nocy czuwałam, ledwo żywię ale już nie zrobiła; udało się zatrzymać chyba perystaltykę jelit...Mam jednak wrażenie, że czasem tak dziwnie przełyka ślinę jakby miała zaraz zwracać ale nie zwraca

Dziś idziemy na kontrolę...
Nie wiem jak ja mam hodowlę mieć

Po Cygaro jak się dzieje coś poważniejszego to strasznie panikuję...Kuba na mnie krzyczy, że panikuję a ja juz tak mam od czasu Cygaro...Tam nie dostrzegłam czyhającego niebezpieczeństwa, a ono było...Teraz może większego nie ma a ja je nagle widzę; otwieram drzwi do domu i przekręcając klucz w zamku mam flashbacki, że wyzionęła ducha od tej cholernej sraczki

Jak się pocięła to też totalnie zgłupiałam, zero sensownego działania, tylko panika i paraliż.
Do rana wszystko dobrze, spała przy moim łóżku spokojnie. Dla odmiany po nabąblowaniu kroplówą wygląda jak grubas

. Apetyt wrócił ale jeszcze jej za dużo nie dawałam, dostała glukozę - przeżyje a jednak jelito podrażniło się bardzo...Wieczorem już chciała coś chapać z trawnika; myślałam, że chorą bo chorą ale zamorduję
