Najpierw spojrzał na mnie z miną "Nie masz nic lepszego? Na pewno?", a potem od niechcenia zaczął dziubać. Podziubał, podziubał i poszedł sobie na balkon

Jestem w szoku.
Żeby lepiej zobrazować doniosłość tego wydarzenia, powiem tylko, że należał on do tej pory do psów, które pożerały wszystko bez zastanowienia, nawet, jeśli nie do końca nadawało się do konsumpcji. Na swoim koncie mamy więc torebkę foliową, drewniane klamerki, papierowe kartony po sokach, gumę z kaloszków, watę z pluszaków a nawet próby pożarcia szkła z rozbitej butelki...
A tu proszę, taka niespodzianka, pan pies zaczyna kręcić nosem. Je spokojnie, bez łykania, nawet na spacerach poziom podjadactwa spadł tak bardzo, ze zrezygnowaliśmy z kagańca. Wielką jego słabością pozostały kości i chlebek, ale poza tym - przechodzi już obojętnie nad jakże koszącymi dotąd psimi kupami, woreczkami foliowymi, zdechłymi ptakami i inną delicją.
W ramach terapii antyszokowej wybierzemy się zaraz na pola
