EiMI pisze:Dziwisz się pewnie myślał, że chcesz amputować mu jajka
Też bym pewnie histeryzowała, jakby mi ktoś z pęsetą coś przy klejnotach kobinował...
A najlepsze, że skubaniec doskonale wyczuł, że coś się święci. Leżał sobie na plerkach, mizianie po brzuchu odchodziło.... Poszłam do łazienki po pęsetę, a piesek myk - do klateczki, na płasko i wyleźć nie chce.
Takiego wała jak Polska cała, nie będziesz mi tu babo jakiś operacji na jajkach odstawiać!
Super sprawa te łapki, zaopatrzyłam się w zeszłym roku . Sprawdzają się w stu procentach i cena jest przystępna. Mozart nawet się nie zorientuję że mu dłubiesz w zakazanych strefach .
Dzisiaj po raz kolejny przekonałam się, jak delikatny i pełen wyczucia potrafi być mój pies w relacjach z dzieciakami. Aż żałuję, że nie wzięłam aparatu. Zbieraliśmy się już do domu, pies był na smyczy, kiedy pojawiła się rodzinka z dziećmi - dwa wózki i dwie małe dziewczynki, w tym jedna urocza, mała pokraka, która całkiem niedawno nauczyła się chodzić.
Na widok psa rzuciły się oczywiście do przytulania i głaskania, na co rodzice w pierwszym odruchu zareagowali paniką. A Mozart?
Położył się na boku i pozwolił robić ze sobą wszystko. Żadnego pogryzania po rękach, machania łapą, żadnych gwałtownych ruchów.
Pozwoliłam dziewczynce wyczesać psa, a ten pokornie i bez skargi dał się wyczesywać, nawet na ogonie. Bardzo delikatnie bawił się piłką, pozwalając zabierać ją sobie z pyska.
I może jako pointa historia sprzed kilku tygodni. Moziu pomyka po ulicy z kością w pysku, a zza rogu wyskakuje grupa dzieciaków i dobiegają do psa. Jedna z dziewczynek wsadza mu rękę do pyska i chwyta kość. Mi się robi oczywiście gorąco i odciągam psa.
A on?
Pokornie i grzecznie wypluwa kość i siada na zadzie - bez najmniejszych objawów sprzeciwu. Nic, żadnej reakcji.
Ech... chciałam zamieścić film z naszego wczorajszego wypadu w plener, ale zdaje się, że program do montażu mi się zawiesił na amen... No i zostało mi tylko kilka zdjęć. Mozart wrócił do domu padnięty jak koń po westernie i odsypiał do rana. Nie dziwota - od rana do wieczora zwiedzał las szalał (tak, to właściwe określenie...) z psami, ganiał za kijkami i, rzecz jasna, dostawał kiełbaski i przysmaki od życzliwych nieznajomych...