EiMI pisze:Jadę dziś na drugą konfrontację... i od wczoraj trzęsą mi się ręce. Chyba wolałabym gościa nie oglądać.
Jak zawsze była u nas licytacja, kto idzie z psami, tak po tej akcji przez miesiąc z nimi nie wychodziłam... Maciek chodził na spacery.
Niedobrze mi...
Świetnie cię rozumiem.
Ja kiedyś "wkopałam " się w świadkowanie w sprawie schroniska (finalnie uległo likwidacji ). Trochę pomagałam, jeździłam z darami, robiłam zbiórki...ale zaczęły wyłazić różne dziwne rzeczy a przede wszystkim porażała totalna ignoracja jeżeli chodzi o traktowanie zwierząt.
W każdym razie z W-wy do Węgrowa (ok 80 km) jeździłam 5 razy! 1- zeznania na policji, 2- "zaproszenie" do sądu. Pojechałam z koleżanką. Grzecznie odsiedziałyśmy na korytarzu 6 godzin, by o 16 dowiedzieć się, że praca sądu się skończyła, oskarżona zmęczona i oni nam dziękują - możemy wracać do domku, 3. - Zeznałam co miałam zeznać! Miłe to nie było (okropny obrońca), a i od sprawy minęły jakieś 2 lata ale na szczeście miałam notatki i fotki

, 4- szok! Ponowane wezwanie. Tym razem wakacje, które spędzałam sobie częściowo w Łodzi. Pokonałam trasę Łódź-W-wa- Węgrów tylko po to, żeby dowiedzieć się, że sprawa odwołana.Sprawa była w poniedziałek a oni mi do domu podobno wysłali informację w czwartek

, 5- kolejna przejażdżka....Tym razem weszłam na salę, odczytano moje zeznania z policji. Potwierdzam? potwierdziłam...potem zeznania w sądzie-również potwierdziłam. Dziękuję. Do widzenia.....
Za każdym razem robiłam spokojnie pod 200 km (bo dodatkowo mam całą W-wę do przejechania)lub więcej, zwrotu za przejazd dodstawałam 12.50, bo tyle kosztuje bilet PKS. Pewnie , mogłam jeździć PKSem.
W pracy przedstawiałam kolejne wezwania do sądu...
Stres już nawet pomijam ( jak byłam z koleżanka to oczywiście było nieco raźniej

)
Podsumownie - na pewno nie będę się już rwała do świadkowania....chociaż z drugiej strony mam wewnętrzne poczucie, że nie ma też co popuszczać
Wszystko ciągnęło się spokojnie ze dwa lata jak nie dłużej.
Ale z pozytywów - były też bardzo ciekawe pogaduszki pod salą sądową, bo jak okazało się sprawa rozwojowa i miała jeszcze kilka wątków pobocznych

Mała społeczność - wszyscy o sobie wszystko wiedzą i mało to - chętnie opowiadają. W kązdym razie na korytarzu, bo na sali sądowej już mniej

Momentami było nawet zabawnie
