Znowu zebrano nas w pęczek, bo nasze Pańcie nie mogły już sobie poradzić z tym ciągłym naszym rozłażeniem się na wszystkie strony.
Żwawym, sprężystym i równym krokiem szybko doszliśmy do docelowego miejsca.
Przedwiośnie w pełni, dużo błota.
Odra już tylko w stanie ciekłym.
Żaden dziczek nam dziś nie przebiegł drogi, nawet żadna sarenka się nie ukazała ale zostali nam jeszcze starzy dobrzy znajomi …………….
Edi
Astor i Marlon
Bodkowi w końcu przestało się podobać, że tak stoję u tego płota, gadam z nimi i cykam zdjęcia. Chyba za długo to trwało i chciał to ukrócić dając znak szczekaniem, że czas kończyć i ruszać dalej.
Ares też był za tym, żeby ruszyć w dalszą drogę. Nie przepadał za tymi „stworami”.
Jaki ten świat mały, spotkaliśmy jeszcze innych znajomych, choć teoretycznie było to mało prawdopodobne. Trzy sunie husky (Mela, Lulu i Koka) ciągnęły „zaprzęg” (hulajnoga + ich Pan). Ares biegł jakiś czas z nimi, chyba chciał, żeby go włączono do tego zaprzęgu.
Przeszliśmy przez kładkę na drugi brzeg Odry, żeby zobaczyć co tam słychać u miśków. Nic nowego, dużo chodzą. Dobrze, że mają dość spory i urozmaicony wybieg
Zaszliśmy też do danieli (chyba)
Aresa już nie irytowały te zapachy, chyba się już z nimi trochę oswoił.
Jesteśmy przy wejściu do Instytutu Niskich Temperatur. Aresa trudno było odciągnąć od drzwi wejściowych, może szukał tam ochłody.
Na zakończenie spaceru robimy krótki przystanek nad brzegiem Oławy
Co ty Ares kombinujesz..............
A……….o to ci chodziło
Bodzio z reguły wyleguje się.
Tośka też odpoczywa siedząc, ale do przytulania to ona ostatnia.
