ogończyk pisze: KUNDEL - to mimo wszystko brzmi ZDROWO!
Wydaje się, że brzmi zdrowo

Chorują dokładnie na te same choroby co psy rasowe - tak samo miewają dysplazję, entropię, PRA, choroby nowotworowe, alergie.
Tak samo mają problemy z agresją bądź lękliwością.
Problem z kundlami polega na tym, że ze względu na różnorodność nikt nie jest w stanie "wtłoczyć" ich przypadłości do konkretnych typów, tak ja ma to miejsce w przypadku psów rasowych.
Poza tym ich procent w stosunku do psów rasowych jest mimo wszystko nadal przytłaczający. Kiedyś uważano, że to właściciele psów rasowych ciągle chodzą do weterynarzy więc stereotypowo myślano rasowy= chorowity. Tylko że :
a) weterynarze zajmujący się małymi zwierzątami to mimo wszystko domena miast gdzie jednak psów rasowych jest więcej niż na wsiach czy w małych miasteczkach.
b) masa kundli to zwykłe wiejskie burki, z których dolegliwościami nikt nie fatyguje się do weta.Brak diagnozy, brak śledzenia dziedziczenia przypadłości, brak kontroli nad rozmnażaniem.
c) właścicieli psów rasowych, którzy na "dzień dobry" wyłożyli często po kilka tysięcy na psa stać zazwyczaj na diagnozowanie i leczenie chociażby najmniejszej dolegliwości...z kundelkami bywa różnie, choć absolutnie nie chcę tu dyskredytować ich właścicieli
Kundel = zdrowy pies to dla mnie taki sam stereotyp jak amstaf= zabójca.
Teoretycznie kundle powinny posiadać bardziej różnorodną pulę genową ale przypadków mnożenie się kundli poprzez wielokrotne krycia suki poprzez jej ojca / brata jest mnóstwo (swoją drogą ciekawa jestem jak wypadłyby badania genetyczne dotyczące stopnia pokrewieństwa psiej populacji w przeciętnej polskiej wsi).
Oczywiście to nie zmienia postaci rzeczy, że w przypadku psów rasowych populacje bywają tak małe że w przypadku każdego skojarzenia mamy do czynienia z kryciem w pokrewieństwie (bliższym lub dalszym)
ogończyk pisze:Wydaje mi się, że trzeba krzyżować, ze "wszystkim co się nawinie", byle w myśl jakiejś konkretnej nawet tylko swojej własnej wizji Ogara. (...)Co możemy stracić? Odejście od wzorca, od którego i tak się odchodzi?
Odejście od wzroca przy utrzymaniu w miarę jednolitego typu psa nie jest dużą tragedią...tak myślę. Tym bardziej, że nie jest ono aż tak dramatyczne jak to niektórzy twierdzą.
Generalnie przy takiej mocno zindywidualizowanej polityce hodowlanej w stylu "co się pod rękę nawinie" coś mi się wydaje, że populacja ogara szybko "rozjechałaby się" w 4 czy 5 kierunkach (jak dawno temu bywało ,gdy pod nazwą ogar kryło się de facto kilka odmian psa gończego) ...a wzorzec nadal mielibyśmy jeden.
No chyba, że powstałyby Księgi Wstępne dla ogara pomorskiego, bieszczadzkiego, mazowieckiego i w efekcie mielibyśmy ogara mało - polskiego
Czekam na weekendowe rozwinięcie
