Strona 46 z 55

Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO

: wtorek 01 gru 2015, 18:09
autor: 1e2w3a
Bona na kolejnym polowaniu

W ostatnią niedzielę znów byłam z Boną na polowaniu. Pogoda znacznie lepsza niż dwa tygodnie temu, temperatura wprawdzie nieznacznie powyżej zera, ale rankiem ziemia jeszcze lekko zmrożona i niewiele błota. Deszcz pojawił się dopiero pod koniec polowania i to w postaci delikatnego mżenia.
Jak wjeżdżałam samochodem w leśną drogę na miejsce odprawy to słyszałam już z tyłu popiskiwania i wiercenie się – pewnie Bona nie mogła się doczekać czekających ją leśnych przygód.
Jak tylko spuściłam ją ze smyczy w pierwszym miocie to przepadła na dobre. Słyszałam wprawdzie szczekania i grania psów ale nie zawsze miałam stuprocentową pewność, że to jest Bona. Wprawdzie raz znalazła się blisko ale chyba to nie mnie szukała tylko rowu z wodą który akurat mijałam. Za chwilę znów jej nie było a jeszcze za chwilę widziałam ją pędzącą i grającą za sarną.
Koniec pierwszego miotu, idziemy na zbiórkę, niektóre psy już przypięte do smyczy, niektóre grzecznie idą luzem przy właścicielach, a mojej Bony nie ma. Zaczęłam iść wzdłuż ścieżki którą wracali myśliwi i tu ją wypatrzyłam dzięki odblaskowemu kubraczkowi. Zareagowała na gwizd i przybiegła do mnie. Tak więc mogłyśmy rozpocząć drugi miot.
Pierwszy miot nie był trudny ale w drugim to prowadzący nagankę nas nie oszczędzał. Był gęsty las, były sypiące jakimś kurzem nawłocie, ostre źdźbła traw, niewygodne do chodzenia położone trawy, ukryte rowy z wodą, drobne gałązki pomiędzy drzewami tak pokręcone, że trzeba było je rozchylać rękami albo „atakować” bokiem, a do tego jeszcze te ostre jeżyny, grodzenia, wzgórki i pagórki. Nie zawsze też poruszaliśmy się wzdłuż linii prostych. Czasami trasa wiodła po łukach a czasami przypominała kształt litery C czy L, czasami po przejściu określonego odcinka wracaliśmy się do tyłu i jeszcze raz przeczesywaliśmy teren. Wszystko to trochę dezorganizowało nagankę, dlatego często się nawoływaliśmy, meldowaliśmy się prowadzącemu (oczywiście krzycząc), słuchaliśmy jego poleceń i przekazywaliśmy je dalej. Wszyscy naganiacze powinni iść w miarę jednakowym tempem no ale przez te wszystkie niedogodności linia frontu łamała się - niektórzy byli bardziej w tyle a inni w przodzie. Wyrównywaliśmy nagankę na leśnych ścieżkach – tam każdy naganiacz się zatrzymywał i czekał aż dołączą pozostali (widać było kogo jeszcze brakuje). Na sygnał dany przez prowadzącego ruszaliśmy dalej.
W tym miocie to widziałam trochę Bony. Biegała w różnych kierunkach aż w końcu posłyszała szczekanie psów i tam poleciała.
Po zakończeniu tego miotu to, o dziwo, nie musiałam na nią czekać aż raczy wrócić. Siedziała grzecznie przy jednym z mysliwych i czekała na mnie.
Trzeci miot też nie należał do tych spacerowych – a to przez gęsty świerkowy młodnik. Drzewka rosły wprawdzie w rzędach, ale prawie nie było wolnego miejsca na przechodzenie, bo gałęzie sąsiadujących drzewek stykały się ze sobą i podczas przedzierania się niemiłosiernie kłuły w twarz. Nie widać też było zwierzyny i musieliśmy schylać się i wręcz kucać aby coś zobaczyć. A było tam sporo dzików, psy je wyczuły i zaczęły szczekać. Trochę się niepewnie poczułam gdy obok mnie przebiegły trzy. Słabo ich widziałam wśród tych drzew, za to dobrze słyszałam jak pędzą. W tych wolnych przestrzeniach mignął mi też kubraczek Bony i mogłam usłyszeć jak głosi dziki. Ale też później, od jednego z myśliwych, słyszałam że Bona wprawdzie biega z psami przy dziku ale nie szczeka. Myślę, że dopiero się uczy a ocenić to będę mogła naocznie jak pojedzie do jakiejś zagrody.
Trzeci miot zaczynał się nieopodal drogi , może nie tak ruchliwej ale to jednak droga. Zakończenie zaś było planowane na placyku po drugiej stronie tej drogi. Pewnie to z braku obycia z takimi sytuacjami ale trochę mnie niepokoiła ta droga. Jak skończył się trzeci miot to brakowało dwóch psów – posokowca i mojej Bony. Trochę czasu upłynęło ale w końcu pojawił się posokowiec. Mojej Bony dalej nie było. Już wszyscy myśliwi wrócili a jej brak. Kręciłam się tak między placykiem i szosą aż w końcu ją zobaczyłam – biegła środkiem drogi, tradycyjnie już bez swojego kubraczka.
Gwizdnęłam, przyśpieszyła i przesunęła się na skraj drogi co mnie trochę uspokoiło. Nie skakała z radości jak przybiegła - tylko tak dłużej patrzyła mi w oczy.

Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO

: środa 02 gru 2015, 08:15
autor: kasiawro
Dzięki Ewa za opowieści, dobrze że masz czas na te opowieści, zawsze można miło zjeść śniadanie przy takiej relacji.

Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO

: środa 02 gru 2015, 09:30
autor: BasiaM
Brawo, super Ewa opisane, faktycznie czyta się jak fajne opowiadanie :brawo_1:

Bona patrząca Ci w oczy .... znam to uczucie, Coda też tak potrafi :marzyc_2:

Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO

: środa 02 gru 2015, 10:43
autor: qzia
Albo kolację. Brawa dla dzielnej panienki i jej przewodniczki-menerki. :silacz: :silacz:

Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO

: środa 02 gru 2015, 19:44
autor: 1e2w3a
kasiawro pisze: dobrze że masz czas na te opowieści
Czasu aż tak wiele nie mam, zwłaszcza na powieści. Po prostu w wolnej chwili usiadłam przy komputerze i coś tam napisałam. Dopiero później zobaczyłam, że wyszło z tego coś co nazwałas opowieścią. Ale cieszę się, że smakuje ze śniadaniem (i kolacją).

Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO

: czwartek 03 gru 2015, 09:29
autor: Poniatowski Dwór
świetne przeżycia i bardzo obrazowo opisane... super... czułam jakbym tam była... gratulacje dla obu Pań

Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO

: czwartek 03 gru 2015, 09:32
autor: kasiawro
1e2w3a pisze:
kasiawro pisze: dobrze że masz czas na te opowieści
Czasu aż tak wiele nie mam, zwłaszcza na powieści. Po prostu w wolnej chwili usiadłam przy komputerze i coś tam napisałam.
Hm..ja po każdej fajnej przygodzie planuję napisać coś, a potem ucieka dzień za dniem emocje opadają i kolejny weekend gonimy w las.

Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO

: piątek 04 gru 2015, 19:41
autor: 1e2w3a
kasiawro pisze:Hm..ja po każdej fajnej przygodzie planuję napisać coś, a potem ucieka dzień za dniem emocje opadają i kolejny weekend gonimy w las.
Hm......to napisz po kilku dniach, będziesz miała pewien dystans do tego co piszesz. Mnie też rzadko udaje się coś napisać na gorąco.

Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO

: sobota 05 gru 2015, 21:49
autor: Psin+co
Oczywiście, w imieniu psa, Bonie BARDZO zazdraszczamy.... :brawo_1: Ale polowanie jest dla tych co potrafią / chcą zapewnić psu taką rozrywkę NA STAŁE.... I chyba zrezygnują z puszczania w innych (przede wszystkim leśnych) sytuacjach... Ja przynajmniej już bym nie ryzykował...
Dlaczego:
Bo w lesie samodzielnie pogoni...dla niej byłaby zabawa, dla zwierząt nie.... :evil:

Bo mogę spotkać "na dzielni" dzika prawie wszędzie, więc puszczony pies wydrze jak na polowaniu.... Teraz mam nadzieję ( z podstawami, choć oczywiście nie pewność), że ją odwołam. Bo nie zna takiej samodzielności.... Nie zna gonitwy za dzikim zwierzem.... Bo pan się chowa i 20 razy na spacer, i pies się musi pilnować... Bo za gwizdek są parówki...
O wysyłaniu na spacer rodziny z psem zakręconym na zwierzynę nie wspomnę...

Bo dla psa każdy inny spacer będzie już tylko "erzatzem" :gluchy: . A ponieważ polowania to nie co drugi dzień, to przez większość czasu pies wyczekuje, nabuzowany.... Oczywiście przesadzam, ale już wolę jak się rozgląda za psami..... Te da się załatwić prawie codziennie. A las codziennie :D

Noooo, poprawna odpowiedź jest taka, że jak do tropienia to nie brać na polowanie. :tia:
Tylko jak biegnie z innymi psami i jako jedyna szczeka, to trochę żal.... :marzyc_2:
Zazdraszczamy szczerze.

Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO

: poniedziałek 07 gru 2015, 13:12
autor: 1e2w3a
Zanim zdecydowałam się wziąć Bonę na polowania to też miałam takie rozterki.
Ganianie za zwierzyną w lesie podobno "rozregulowuje" psa układanego na tropowca, staje się mniej dokładny, zrywa ścieżki i idzie za świeżym śladem ( jeżeli taki wyczuje). Zobaczymy jak dalej z tym będzie. Ja ułozyłam Bonie ścieżkę po pierwszym polowaniu i jakiejś zauważalnej różnicy nie było. No ale wtedy to była tylko jedna ścieżka i tylko jedno polowanie. Zobaczymy jak będzie dalej.
A co do spacerów po lesie to musiałam zrezygnować z puszczania luzem mojej Bony jeszcze zanim wzięłam ją na pierwsze polowanie. Było kilka takich akcji, że nie miałam wyboru. Ale podobnie musiałam postąpić w przypadku mojego Aresa. Nie przypuszczałam, że on, pies miastowy, tak się w tym względzie upodobni do swojej towarzyszki. Wprawdzie często też był wywożony za miasto do lasu, ale tam zachowywał się przyzwoicie i nie sprawiał większych kłopotów. A teraz (tzn. po zmianie miejsca zamieszkania), jak już pisałam, muszą spacerować po lesie osobno i muszę mieć psa przypiętego do linki. Z lasu nie rezygnujemy ale swoboda jest ograniczona. Czasami tylko puszczam linkę jak widzę, że któryś z psów chce się pobawić ze mną czy z butelką, czy z jakimś kijkiem. Ale zaraz po tym chwytam linkę.
Tak więc ta pasja wyszła u niej zanim zaczęły się polowania. A na tych polowaniach to przynajmniej Bona może się wyhasać. No i jak jesteśmy we Wrocławiu to obowiązkowo zabieram ją do parku na szaleństwa - a bardzo to lubi i chyba potrzebuje zabawy z innymi psami.