OGARY POSZŁY w ŁOWISKO
- 1e2w3a
- Posty: 2358
- Rejestracja: wtorek 28 wrz 2010, 21:07
- Gadu-Gadu: 0
- Lokalizacja: MIĘDZYBÓRZ / WROCŁAW, Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO
Bona na kolejnym polowaniu
W ostatnią niedzielę znów byłam z Boną na polowaniu. Pogoda znacznie lepsza niż dwa tygodnie temu, temperatura wprawdzie nieznacznie powyżej zera, ale rankiem ziemia jeszcze lekko zmrożona i niewiele błota. Deszcz pojawił się dopiero pod koniec polowania i to w postaci delikatnego mżenia.
Jak wjeżdżałam samochodem w leśną drogę na miejsce odprawy to słyszałam już z tyłu popiskiwania i wiercenie się – pewnie Bona nie mogła się doczekać czekających ją leśnych przygód.
Jak tylko spuściłam ją ze smyczy w pierwszym miocie to przepadła na dobre. Słyszałam wprawdzie szczekania i grania psów ale nie zawsze miałam stuprocentową pewność, że to jest Bona. Wprawdzie raz znalazła się blisko ale chyba to nie mnie szukała tylko rowu z wodą który akurat mijałam. Za chwilę znów jej nie było a jeszcze za chwilę widziałam ją pędzącą i grającą za sarną.
Koniec pierwszego miotu, idziemy na zbiórkę, niektóre psy już przypięte do smyczy, niektóre grzecznie idą luzem przy właścicielach, a mojej Bony nie ma. Zaczęłam iść wzdłuż ścieżki którą wracali myśliwi i tu ją wypatrzyłam dzięki odblaskowemu kubraczkowi. Zareagowała na gwizd i przybiegła do mnie. Tak więc mogłyśmy rozpocząć drugi miot.
Pierwszy miot nie był trudny ale w drugim to prowadzący nagankę nas nie oszczędzał. Był gęsty las, były sypiące jakimś kurzem nawłocie, ostre źdźbła traw, niewygodne do chodzenia położone trawy, ukryte rowy z wodą, drobne gałązki pomiędzy drzewami tak pokręcone, że trzeba było je rozchylać rękami albo „atakować” bokiem, a do tego jeszcze te ostre jeżyny, grodzenia, wzgórki i pagórki. Nie zawsze też poruszaliśmy się wzdłuż linii prostych. Czasami trasa wiodła po łukach a czasami przypominała kształt litery C czy L, czasami po przejściu określonego odcinka wracaliśmy się do tyłu i jeszcze raz przeczesywaliśmy teren. Wszystko to trochę dezorganizowało nagankę, dlatego często się nawoływaliśmy, meldowaliśmy się prowadzącemu (oczywiście krzycząc), słuchaliśmy jego poleceń i przekazywaliśmy je dalej. Wszyscy naganiacze powinni iść w miarę jednakowym tempem no ale przez te wszystkie niedogodności linia frontu łamała się - niektórzy byli bardziej w tyle a inni w przodzie. Wyrównywaliśmy nagankę na leśnych ścieżkach – tam każdy naganiacz się zatrzymywał i czekał aż dołączą pozostali (widać było kogo jeszcze brakuje). Na sygnał dany przez prowadzącego ruszaliśmy dalej.
W tym miocie to widziałam trochę Bony. Biegała w różnych kierunkach aż w końcu posłyszała szczekanie psów i tam poleciała.
Po zakończeniu tego miotu to, o dziwo, nie musiałam na nią czekać aż raczy wrócić. Siedziała grzecznie przy jednym z mysliwych i czekała na mnie.
Trzeci miot też nie należał do tych spacerowych – a to przez gęsty świerkowy młodnik. Drzewka rosły wprawdzie w rzędach, ale prawie nie było wolnego miejsca na przechodzenie, bo gałęzie sąsiadujących drzewek stykały się ze sobą i podczas przedzierania się niemiłosiernie kłuły w twarz. Nie widać też było zwierzyny i musieliśmy schylać się i wręcz kucać aby coś zobaczyć. A było tam sporo dzików, psy je wyczuły i zaczęły szczekać. Trochę się niepewnie poczułam gdy obok mnie przebiegły trzy. Słabo ich widziałam wśród tych drzew, za to dobrze słyszałam jak pędzą. W tych wolnych przestrzeniach mignął mi też kubraczek Bony i mogłam usłyszeć jak głosi dziki. Ale też później, od jednego z myśliwych, słyszałam że Bona wprawdzie biega z psami przy dziku ale nie szczeka. Myślę, że dopiero się uczy a ocenić to będę mogła naocznie jak pojedzie do jakiejś zagrody.
Trzeci miot zaczynał się nieopodal drogi , może nie tak ruchliwej ale to jednak droga. Zakończenie zaś było planowane na placyku po drugiej stronie tej drogi. Pewnie to z braku obycia z takimi sytuacjami ale trochę mnie niepokoiła ta droga. Jak skończył się trzeci miot to brakowało dwóch psów – posokowca i mojej Bony. Trochę czasu upłynęło ale w końcu pojawił się posokowiec. Mojej Bony dalej nie było. Już wszyscy myśliwi wrócili a jej brak. Kręciłam się tak między placykiem i szosą aż w końcu ją zobaczyłam – biegła środkiem drogi, tradycyjnie już bez swojego kubraczka.
Gwizdnęłam, przyśpieszyła i przesunęła się na skraj drogi co mnie trochę uspokoiło. Nie skakała z radości jak przybiegła - tylko tak dłużej patrzyła mi w oczy.
W ostatnią niedzielę znów byłam z Boną na polowaniu. Pogoda znacznie lepsza niż dwa tygodnie temu, temperatura wprawdzie nieznacznie powyżej zera, ale rankiem ziemia jeszcze lekko zmrożona i niewiele błota. Deszcz pojawił się dopiero pod koniec polowania i to w postaci delikatnego mżenia.
Jak wjeżdżałam samochodem w leśną drogę na miejsce odprawy to słyszałam już z tyłu popiskiwania i wiercenie się – pewnie Bona nie mogła się doczekać czekających ją leśnych przygód.
Jak tylko spuściłam ją ze smyczy w pierwszym miocie to przepadła na dobre. Słyszałam wprawdzie szczekania i grania psów ale nie zawsze miałam stuprocentową pewność, że to jest Bona. Wprawdzie raz znalazła się blisko ale chyba to nie mnie szukała tylko rowu z wodą który akurat mijałam. Za chwilę znów jej nie było a jeszcze za chwilę widziałam ją pędzącą i grającą za sarną.
Koniec pierwszego miotu, idziemy na zbiórkę, niektóre psy już przypięte do smyczy, niektóre grzecznie idą luzem przy właścicielach, a mojej Bony nie ma. Zaczęłam iść wzdłuż ścieżki którą wracali myśliwi i tu ją wypatrzyłam dzięki odblaskowemu kubraczkowi. Zareagowała na gwizd i przybiegła do mnie. Tak więc mogłyśmy rozpocząć drugi miot.
Pierwszy miot nie był trudny ale w drugim to prowadzący nagankę nas nie oszczędzał. Był gęsty las, były sypiące jakimś kurzem nawłocie, ostre źdźbła traw, niewygodne do chodzenia położone trawy, ukryte rowy z wodą, drobne gałązki pomiędzy drzewami tak pokręcone, że trzeba było je rozchylać rękami albo „atakować” bokiem, a do tego jeszcze te ostre jeżyny, grodzenia, wzgórki i pagórki. Nie zawsze też poruszaliśmy się wzdłuż linii prostych. Czasami trasa wiodła po łukach a czasami przypominała kształt litery C czy L, czasami po przejściu określonego odcinka wracaliśmy się do tyłu i jeszcze raz przeczesywaliśmy teren. Wszystko to trochę dezorganizowało nagankę, dlatego często się nawoływaliśmy, meldowaliśmy się prowadzącemu (oczywiście krzycząc), słuchaliśmy jego poleceń i przekazywaliśmy je dalej. Wszyscy naganiacze powinni iść w miarę jednakowym tempem no ale przez te wszystkie niedogodności linia frontu łamała się - niektórzy byli bardziej w tyle a inni w przodzie. Wyrównywaliśmy nagankę na leśnych ścieżkach – tam każdy naganiacz się zatrzymywał i czekał aż dołączą pozostali (widać było kogo jeszcze brakuje). Na sygnał dany przez prowadzącego ruszaliśmy dalej.
W tym miocie to widziałam trochę Bony. Biegała w różnych kierunkach aż w końcu posłyszała szczekanie psów i tam poleciała.
Po zakończeniu tego miotu to, o dziwo, nie musiałam na nią czekać aż raczy wrócić. Siedziała grzecznie przy jednym z mysliwych i czekała na mnie.
Trzeci miot też nie należał do tych spacerowych – a to przez gęsty świerkowy młodnik. Drzewka rosły wprawdzie w rzędach, ale prawie nie było wolnego miejsca na przechodzenie, bo gałęzie sąsiadujących drzewek stykały się ze sobą i podczas przedzierania się niemiłosiernie kłuły w twarz. Nie widać też było zwierzyny i musieliśmy schylać się i wręcz kucać aby coś zobaczyć. A było tam sporo dzików, psy je wyczuły i zaczęły szczekać. Trochę się niepewnie poczułam gdy obok mnie przebiegły trzy. Słabo ich widziałam wśród tych drzew, za to dobrze słyszałam jak pędzą. W tych wolnych przestrzeniach mignął mi też kubraczek Bony i mogłam usłyszeć jak głosi dziki. Ale też później, od jednego z myśliwych, słyszałam że Bona wprawdzie biega z psami przy dziku ale nie szczeka. Myślę, że dopiero się uczy a ocenić to będę mogła naocznie jak pojedzie do jakiejś zagrody.
Trzeci miot zaczynał się nieopodal drogi , może nie tak ruchliwej ale to jednak droga. Zakończenie zaś było planowane na placyku po drugiej stronie tej drogi. Pewnie to z braku obycia z takimi sytuacjami ale trochę mnie niepokoiła ta droga. Jak skończył się trzeci miot to brakowało dwóch psów – posokowca i mojej Bony. Trochę czasu upłynęło ale w końcu pojawił się posokowiec. Mojej Bony dalej nie było. Już wszyscy myśliwi wrócili a jej brak. Kręciłam się tak między placykiem i szosą aż w końcu ją zobaczyłam – biegła środkiem drogi, tradycyjnie już bez swojego kubraczka.
Gwizdnęłam, przyśpieszyła i przesunęła się na skraj drogi co mnie trochę uspokoiło. Nie skakała z radości jak przybiegła - tylko tak dłużej patrzyła mi w oczy.
- kasiawro
- Sołtys Wsi Ogarkowo
- Posty: 13068
- Rejestracja: środa 15 paź 2008, 08:09
- Gadu-Gadu: 13373652
- Lokalizacja: Niemcza /Dolny Śląsk
Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO
Dzięki Ewa za opowieści, dobrze że masz czas na te opowieści, zawsze można miło zjeść śniadanie przy takiej relacji.
Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO
Brawo, super Ewa opisane, faktycznie czyta się jak fajne opowiadanie
Bona patrząca Ci w oczy .... znam to uczucie, Coda też tak potrafi

Bona patrząca Ci w oczy .... znam to uczucie, Coda też tak potrafi



- qzia
- Posty: 7820
- Rejestracja: piątek 07 lis 2008, 09:09
- Gadu-Gadu: 9909298
- Lokalizacja: Garwolin
- Kontakt:
Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO
Albo kolację. Brawa dla dzielnej panienki i jej przewodniczki-menerki.



- 1e2w3a
- Posty: 2358
- Rejestracja: wtorek 28 wrz 2010, 21:07
- Gadu-Gadu: 0
- Lokalizacja: MIĘDZYBÓRZ / WROCŁAW, Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO
Czasu aż tak wiele nie mam, zwłaszcza na powieści. Po prostu w wolnej chwili usiadłam przy komputerze i coś tam napisałam. Dopiero później zobaczyłam, że wyszło z tego coś co nazwałas opowieścią. Ale cieszę się, że smakuje ze śniadaniem (i kolacją).kasiawro pisze: dobrze że masz czas na te opowieści
- Poniatowski Dwór
- Posty: 1527
- Rejestracja: sobota 08 lut 2014, 14:38
- Gadu-Gadu: 0
- Lokalizacja: Poniatowa, woj. lubelskie
- Kontakt:
Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO
świetne przeżycia i bardzo obrazowo opisane... super... czułam jakbym tam była... gratulacje dla obu Pań
z Poniatowskiego Dworku pozdrawiają Ania i Łukasz z dziećmi
oraz AS-ANI, HUSARZ, FELIX, MINA, ARIADNA i ZADZIOR
https://www.facebook.com/Ogary-Polskie- ... 921752356/
Kontakt do HODOWLI 515061115
oraz AS-ANI, HUSARZ, FELIX, MINA, ARIADNA i ZADZIOR
https://www.facebook.com/Ogary-Polskie- ... 921752356/
Kontakt do HODOWLI 515061115
- kasiawro
- Sołtys Wsi Ogarkowo
- Posty: 13068
- Rejestracja: środa 15 paź 2008, 08:09
- Gadu-Gadu: 13373652
- Lokalizacja: Niemcza /Dolny Śląsk
Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO
Hm..ja po każdej fajnej przygodzie planuję napisać coś, a potem ucieka dzień za dniem emocje opadają i kolejny weekend gonimy w las.1e2w3a pisze:Czasu aż tak wiele nie mam, zwłaszcza na powieści. Po prostu w wolnej chwili usiadłam przy komputerze i coś tam napisałam.kasiawro pisze: dobrze że masz czas na te opowieści
- 1e2w3a
- Posty: 2358
- Rejestracja: wtorek 28 wrz 2010, 21:07
- Gadu-Gadu: 0
- Lokalizacja: MIĘDZYBÓRZ / WROCŁAW, Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO
Hm......to napisz po kilku dniach, będziesz miała pewien dystans do tego co piszesz. Mnie też rzadko udaje się coś napisać na gorąco.kasiawro pisze:Hm..ja po każdej fajnej przygodzie planuję napisać coś, a potem ucieka dzień za dniem emocje opadają i kolejny weekend gonimy w las.
Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO
Oczywiście, w imieniu psa, Bonie BARDZO zazdraszczamy....
Ale polowanie jest dla tych co potrafią / chcą zapewnić psu taką rozrywkę NA STAŁE.... I chyba zrezygnują z puszczania w innych (przede wszystkim leśnych) sytuacjach... Ja przynajmniej już bym nie ryzykował...
Dlaczego:
Bo w lesie samodzielnie pogoni...dla niej byłaby zabawa, dla zwierząt nie....
Bo mogę spotkać "na dzielni" dzika prawie wszędzie, więc puszczony pies wydrze jak na polowaniu.... Teraz mam nadzieję ( z podstawami, choć oczywiście nie pewność), że ją odwołam. Bo nie zna takiej samodzielności.... Nie zna gonitwy za dzikim zwierzem.... Bo pan się chowa i 20 razy na spacer, i pies się musi pilnować... Bo za gwizdek są parówki...
O wysyłaniu na spacer rodziny z psem zakręconym na zwierzynę nie wspomnę...
Bo dla psa każdy inny spacer będzie już tylko "erzatzem"
. A ponieważ polowania to nie co drugi dzień, to przez większość czasu pies wyczekuje, nabuzowany.... Oczywiście przesadzam, ale już wolę jak się rozgląda za psami..... Te da się załatwić prawie codziennie. A las codziennie
Noooo, poprawna odpowiedź jest taka, że jak do tropienia to nie brać na polowanie.
Tylko jak biegnie z innymi psami i jako jedyna szczeka, to trochę żal....
Zazdraszczamy szczerze.

Dlaczego:
Bo w lesie samodzielnie pogoni...dla niej byłaby zabawa, dla zwierząt nie....

Bo mogę spotkać "na dzielni" dzika prawie wszędzie, więc puszczony pies wydrze jak na polowaniu.... Teraz mam nadzieję ( z podstawami, choć oczywiście nie pewność), że ją odwołam. Bo nie zna takiej samodzielności.... Nie zna gonitwy za dzikim zwierzem.... Bo pan się chowa i 20 razy na spacer, i pies się musi pilnować... Bo za gwizdek są parówki...
O wysyłaniu na spacer rodziny z psem zakręconym na zwierzynę nie wspomnę...
Bo dla psa każdy inny spacer będzie już tylko "erzatzem"


Noooo, poprawna odpowiedź jest taka, że jak do tropienia to nie brać na polowanie.

Tylko jak biegnie z innymi psami i jako jedyna szczeka, to trochę żal....

Zazdraszczamy szczerze.
Miłego,
Witold
Witold
- 1e2w3a
- Posty: 2358
- Rejestracja: wtorek 28 wrz 2010, 21:07
- Gadu-Gadu: 0
- Lokalizacja: MIĘDZYBÓRZ / WROCŁAW, Dolny Śląsk
- Kontakt:
Re: OGARY POSZŁY w ŁOWISKO
Zanim zdecydowałam się wziąć Bonę na polowania to też miałam takie rozterki.
Ganianie za zwierzyną w lesie podobno "rozregulowuje" psa układanego na tropowca, staje się mniej dokładny, zrywa ścieżki i idzie za świeżym śladem ( jeżeli taki wyczuje). Zobaczymy jak dalej z tym będzie. Ja ułozyłam Bonie ścieżkę po pierwszym polowaniu i jakiejś zauważalnej różnicy nie było. No ale wtedy to była tylko jedna ścieżka i tylko jedno polowanie. Zobaczymy jak będzie dalej.
A co do spacerów po lesie to musiałam zrezygnować z puszczania luzem mojej Bony jeszcze zanim wzięłam ją na pierwsze polowanie. Było kilka takich akcji, że nie miałam wyboru. Ale podobnie musiałam postąpić w przypadku mojego Aresa. Nie przypuszczałam, że on, pies miastowy, tak się w tym względzie upodobni do swojej towarzyszki. Wprawdzie często też był wywożony za miasto do lasu, ale tam zachowywał się przyzwoicie i nie sprawiał większych kłopotów. A teraz (tzn. po zmianie miejsca zamieszkania), jak już pisałam, muszą spacerować po lesie osobno i muszę mieć psa przypiętego do linki. Z lasu nie rezygnujemy ale swoboda jest ograniczona. Czasami tylko puszczam linkę jak widzę, że któryś z psów chce się pobawić ze mną czy z butelką, czy z jakimś kijkiem. Ale zaraz po tym chwytam linkę.
Tak więc ta pasja wyszła u niej zanim zaczęły się polowania. A na tych polowaniach to przynajmniej Bona może się wyhasać. No i jak jesteśmy we Wrocławiu to obowiązkowo zabieram ją do parku na szaleństwa - a bardzo to lubi i chyba potrzebuje zabawy z innymi psami.
Ganianie za zwierzyną w lesie podobno "rozregulowuje" psa układanego na tropowca, staje się mniej dokładny, zrywa ścieżki i idzie za świeżym śladem ( jeżeli taki wyczuje). Zobaczymy jak dalej z tym będzie. Ja ułozyłam Bonie ścieżkę po pierwszym polowaniu i jakiejś zauważalnej różnicy nie było. No ale wtedy to była tylko jedna ścieżka i tylko jedno polowanie. Zobaczymy jak będzie dalej.
A co do spacerów po lesie to musiałam zrezygnować z puszczania luzem mojej Bony jeszcze zanim wzięłam ją na pierwsze polowanie. Było kilka takich akcji, że nie miałam wyboru. Ale podobnie musiałam postąpić w przypadku mojego Aresa. Nie przypuszczałam, że on, pies miastowy, tak się w tym względzie upodobni do swojej towarzyszki. Wprawdzie często też był wywożony za miasto do lasu, ale tam zachowywał się przyzwoicie i nie sprawiał większych kłopotów. A teraz (tzn. po zmianie miejsca zamieszkania), jak już pisałam, muszą spacerować po lesie osobno i muszę mieć psa przypiętego do linki. Z lasu nie rezygnujemy ale swoboda jest ograniczona. Czasami tylko puszczam linkę jak widzę, że któryś z psów chce się pobawić ze mną czy z butelką, czy z jakimś kijkiem. Ale zaraz po tym chwytam linkę.
Tak więc ta pasja wyszła u niej zanim zaczęły się polowania. A na tych polowaniach to przynajmniej Bona może się wyhasać. No i jak jesteśmy we Wrocławiu to obowiązkowo zabieram ją do parku na szaleństwa - a bardzo to lubi i chyba potrzebuje zabawy z innymi psami.