Poprzedni tydzień minął pod znakiem walki z infekcją pęcherza. Płukania, badania moczu, wizyty u weta, lekarstwa. Wyszło, że to na szczęście zwykła infekcja bakteryjna. Teraz już lepiej i Amurek znów rządzi. Tyle w skrócie.
A jeśli kogoś dokładniej interesuje jak to się zaczęło, to było to tak...
Amur wstał, ziewnął przeciągle prezentując garnitur mleczaków i zaspanym wzrokiem rozejrzał się po salonie. W kuchni, mimo wczesnej pory było pusto. Jak po uprzednich drzemkach jęknął więc tylko ostrzegawczo, że warto by było, coby ktoś go na ogrody za potrzebą wypuścił. Zanim jednak ktoś ze służby zjawił się przy Młodym Panu, ten pewnie poczuł ucisk jakiś dziwny w podbrzuszu, bo nie czekając, na łożu co miał, to załatwił. A potem kawałek dalej, na Rodowym Kocyku. I jeszcze kilka kroków dalej, na przytarganej pod nieobecność domowników szmacie do podłogi.
Kiedy wreszcie Służba w panice wyniosła cieknącego Ogara na ogród od razu widać było, że Młody Pan coś zaniemógł. Przystawał co chwilę, jakby za potrzebą, ale nawet kropli uronić nie mógł. Chód do tego miał jak Tatarzyn jaki, po miesiącu spędzonym na kobyle. Strapiła się cała służba.
Co robić? Medyka trzeba!
Wpakowano Amura do powozu, mimo protestów, bo do podróży jeszcze nienawykły i ckli go wtedy strasznie. Pędem do medyka, do miasta, bo we wsi to jeno kowal schorzałym pomaga, ale w tym wypadku źle by się to skończyć mogło. Medyk na stole Młodego Pana ustawił, łapy wszystkie popodnosił, w oczyska zajrzał i zawyrokował, iż płyny ustrojowe trzeba pobrać i do laboratorium umyślnym wysłać. Prócz tego zaraz miksturę dziwną przygotował i zaczął przy Amurze zabiegi takie czynić, że aż Słudzy na to patrzący dziwny ból w podbrzuszu poczuli.
Zapakowano Młodego Pana do powozu i z powrotem do wsi.
Tak... Medyk kazał płyny pobrać, ale jak to zrobić, jeśli Ogar ledwie kropelki po sobie zostawia, a flakonik do badań duży? Podstępem wziąć go trzeba! Trzeba Młodego Pana spoić wodą źródlaną, a następnie sprytem do łoża zaciągnąć.
Jak pomyślano, tak zrobiono.
Ufny Amur duszkiem pół michy wychłeptał, ale spać nie był skory. Targał Wieprza Gumowego, skakał na Pluszowego Buldoga zwanego w domu Pumbą, co z jednej strony cieszyło, bo widać było, że choroba mu nie straszna, a z drugiej strony cały misterny plan mógł spalić na panewce. Cóż robić? Ostatni ratunek, wyjątkowo oczywiście, Młodego Pana na kanapie umieścić, gdzie miękko i błogo poczuć się może i wreszcie sen go zmorzy. I rzeczywiście, pięć minut nie minęło, jak Ogar w sen srogi zapadł, który dobrą godzinę go trzymał.
Służba czekała w napięciu i gdy tylko Młody Pan jęknął, pędem do ogrodu go wyniosła, samemu czujnie z flakonikiem za nim podążając. Kiedy wreszcie Ogar przykucnął okazało się, że tym razem nie nędzne kropelki zostawił, ale tradycyjną "pięćdziesiątkę" napełnić zdołał. Radości nie było końca. Zaraz też do laboratorium flakonik ostrożnie zawieziono, a medyk mógł odpowiednie leczenie rozpocząć.
I tak to właśnie było.

- IMG_0442.JPG (183.3 KiB) Przejrzano 2709 razy

- IMG_0451.JPG (153.28 KiB) Przejrzano 2709 razy

- IMG_0453.JPG (162.73 KiB) Przejrzano 2709 razy

- IMG_0463.JPG (143.92 KiB) Przejrzano 2709 razy