Krótkie

podsumowanie Zagajowego szukania postrzałków z ostatnich 3 tygodni.
Na pierwszej ścieżce byliśmy zaraz po strzale, dzik zaległ około 200 metrów od miejsca zestrzału, tradycyjnie w wąwozie,krzaczorach i po ciemku. Nasz Pańcio był pewny, że strzał był celny, kwestia gdzie zaległ zwierz.
Drugi sukces to szukanie postrzałka po polowaniu zbiorowym. Sporo farby, zaznaczone jedno i drugie łoże przez Zagaja.Szedł jak na siebie bardzo spokojnie i pracował cały czas dolnym wiatrem. Kiedy doszliśmy do zwierza to stał oparty o siatkę leśną. Ścieżka ponad 300 metrów.
Trzeci postrzałek szukany podczas polowania zbiorowego (dewizowego). Ostatnie pędzenie, po pokocie informacja od rozprowadzającego, że dzik dostał na tył i trzeba to sprawdzić. Oczywiście nikt nie zaznaczył gdzie

, już ciemno się robi, ale kolega nas wiezie w okolicę gdzie dzik uszedł. Ja farby nie widzę, jest bardzo mokro na rzepaku, a deszcz siąpi coraz mocniej i brak światła. Przez moment zastanawiam się czy to ma sens..? Na otoku nic nie zdziałamy bo zwierz wszedł w stary kamieniołom - oczywiście mocno zarośnięty krzaczorami

. Puszczam Zagaja. Przed tym sprawdzaliśmy dwa miejsca strzałów, miałam nadzieję, że ma mniej energii (nadzieja mylna

). Pies wskoczył w ten kamieniołom, po chwili wyskakuje i okłada pole. Zatacza coraz to większe okręgi nagle piśnięcie i cisza. Jest tak daleko, że ja go nie widziałam tylko usłyszałam. Świecę latarką, widzę jak biegnie centralnie prosto na ten dół. Wzrokiem zapamiętuję gdzie wszedł, sprawdzam to miejsce farby nie widzę ...

Zastanawiam się czy to nie przypadkiem zainteresowała go wataha, która pewnie też tutaj uciekła. Biega po kamieniołomie, słyszę tylko jak okłada. Trwa to trochę, nawet zaczynam się denerwować bo zimno, ciemno i mokro. Za chwilę słyszę, że głosi dzika. Kolejny dylemat dzika czy dziki. Robi przerwy w głoszeniu więc już na tyle go znam, że wiem że dzika wtedy szarpie, w takim razie dzik martwy. Dojście nie jest łatwe, widzę jak uskakuje i szczeka za moment znowu doskakuje i szarpie. Jednak dzik jeszcze żyje. Odległość od miejsca gdzie złapałam go wzrokiem to też około 300 metrów. Nie wiem ile zrobił w kamieniołomie bo tam kluczył sporo.
Czwarty jego postrzałek to kolejny dzień polowania dewizowego. Rano sprawdzamy sobie z Zajo jeszcze jedno miejsce, które sprawdzaliśmy dzień wcześniej, ale mi spokoju nie dawało. I chyba tylko po to abym się utwierdziła, że powinnam wierzyć psu. Postrzałek podniesiony wraz z 3 innymi dzikami. Nie było możliwości nawet odróżnić, który to. Na błocie gdzie zalegały dziki znalazłam mini kropki farby.
Mamy trochę wolnego, więc poszłam z psem na pole aby trochę spuścił z tonu

.
Po drugim miocie dostajemy sygnał, że zaznaczony jest zestrzał na polu, abyśmy podjechali sprawdzić.
Przy tym zestrzale, właśnie koledzy zabierają innego dzika. Czekam aby sobie odjechali, zakładamy otok. Ślad watahy i rannego dzika prowadzi w kierunku drogi

. Czyste wielkie pole. Zagaj tak rwie mnie na tym otoku, że zaczęłam mieć głupawkę i śmiać się z siebie. Miałam z błota buty milowe i tak starałam się biec za psem. Oczywiście pies co chwila przysiadał bo nie miałam na tyle siły i zwalniałam. Farbę co jakiś czas jak przystaję widzę na polu. Skręcamy lekko, idąc wzdłuż drogi asfaltowej, przecinamy drogę polną. Zaczyna się na szczęście łąka, więc buty robią się lżejsze

. Zagaj stopniowo odbija od drogi, tempo ma mega. Dobrze, że jest ze mną kolega, który dźwiga broń bo nie dałabym rady. Przeszliśmy dobry kilometr, a ten dalej jak petarda pędzi. Będąc w połowie łąki puszczam Zagaja, widzę tak mi dobrze znany wąwóz, gdzie wiem, że z taką prędkością nie mam szans zejść cało z nim. Zagaj pędzi w dół, zanim doszłam, już słyszałam jak melduje donośnym grubym szczekaniem o swoim sukcesie. Całość jak sprawdziliśmy to około 1300 metrów.
Aby nie było, że tylko mamy sukcesy. Tak dobrze nie jest.
Sprawdzaliśmy byka i łanię w odstępie tygodnia. Za bykiem zrobiliśmy ponad 2 kilometry w większości bez farby, ale w mokrej kukurydzy i niestety nie udało nam się. Widok Zagaja i Pańcia po tym tropieniu - to dwie bardzo nasiąknięte kury, uff jak dobrze, że nie mogłam wtedy jechać z psem. Wcześniej tego byka sprawdzał nasz zaprzyjaźniony posokowiec.
Łania strzelana o świcie, my o 7 już w łowisku - zamiast spaceru

. Farby na zestrzale sporo. Przez 150 metrów farba pojawia się, ale coraz to mniej. Potem pies wchodzi w trzciny, tradycyjnie odpinam go i czekam. Mija chwila słyszę jak głosi zwierza stojącego, za moment zamieszanie i jest gon za zwierzyną. Wybiegam z trzcin i widzę dzika, a za nim Zagaja.
Przywołuję, o dziwo wrócił dość szybko. Zaczynamy raz jeszcze od miejsca gdzie odbiliśmy od farby. Pies na ściernisku pracuje fajnie, wchodzi w kukurydzę i znowu odpinam i czekam. Nie wchodzę w kukurydzę, bo nie czuję się pewnie. Czekam na sygnał od psa, niestety pies sam dwa razy nawracał się do miejsca gdzie wchodził w kukurydzę i nic. Kończymy.
Po drodze jeszcze dzwonimy do kombajnisty i uczulamy aby nam meldował jak zobaczy łanię. Niestety łani nikt nie widział.
Miało być krótkie
Pozdrawiamy wszystkich, którym się chciało dotrzeć do końca
