Taki teraz czas wspominania ...
My na początku października pożegnaliśmy Bolka.
Bolek już w maju miał bardzo poważny kryzys (wylew) stanął na cztery łapy i wydawało się, że będzie dobrze.Niestety, za drugim razem nie udało się.
Niby wiedziałam, niby się spodziewałam, ale...
Mimo, że jak zadeklarowana "psiara"nigdy nie myślałam o kocie jako domowniku to zgarnięty z ulicy Bolek okazał się być właśnie kotkiem idealnym. Najbardziej jestem mu wdzięczna za bezgraniczną cierpliwość jaką miał do tych wszystkich moich tymczasowiczów, których ściągałam do domu. Zwłaszcza wobec szczeniaków, które czasami dawały popalić. Szaleńcze zabawy z Monią lub Fraszką były lepsze niż tv

A potem była Łoza i Orawa...całe zamieszanie związane z nowymi lokatorkami znosił z kocią godnością.
Wiele osób mówiło, że miał wielkie szczęście, że w ten grudniowy wieczór przed 13 laty trafił na mnie - tak naprawdę to ja miałam ogromne szczęście, że trafiłam na takiego kota.