Jezusie co się u nas dzisiaj dzieje! Od jakiegoś czasu zbudowałam sobie tor przeszkód w kuchni, stawiając barykadę antyfuksą w drzwiach, co by kotu zapewnić choć odrobinę spokoju, bo mała bestia nie odpuszcza. Szczególnie zasadza się na niego przy kuwecie, którą mam krytą i z majtlanymi drzwiami. Kocio nie noże się wypróżnić normalnie

Zastawiłam więc wejście i teraz kot jeśli chce samobójczo wyjść z kuchni, to może, ale Fuks do niego nie da rady się dobrać.
W związku z tym, że dzisiaj sprzątałam całe mieszkanie odblokowałam czasowo wejście do kuchni i na efekty nie trzeba było długo czekać. Urobiona jak koń po westernie, zasiadłam posprzątawszy w pokoju, celem spożycia kawy, którą sobie chwilę wcześniej uczyniłam. Dziecię sprzedane do tatusia, w domu cisza, spokój, no sielanka. Nagle jak nie łupnie w kuchni; o mało co zawału nie dostałam. Wystartowałam z nadświetlną, bijąc własne rekordy szybkości i omal się nie przerabiając na pekińczyka o drzwi, na zakręcie, żeby ratować zwierzyniec i ewentualnie resztki kuchni, i co się ukazało oczom mym błękitnem? Totalna ruina kociej kuwety wyciągnięta na sam środek kuchni. Po drodze minęli mnie Pompon - w pełnym biegu, aż mu łapy buksowały po panelach, a o krótki pysk za nim Fuksio, usiłujący użreć kocia w strategiczne miejsce

Ja nie wiem, czy Pompon grubym zadkiem zdjął tą pokrywę od kuwety, ewakuując się w pośpiechu przed kowbojem Fuksem, czy też kocio wraz z kuwetą wyleciał w powietrze na własnych gazach (nie był by to pierwszy raz), ale jak oni mi jeszcze ze dwa razy taka akcję urządzą, to osiwieję niechybnie, lubo skończę marnie na serce!
