Relacja z samotnej, niedzielnej randki z plenerem. Spacer zdecydowanie z kategorii "to, co tygryski lubią najbardziej". Trafił nam się wyjątkowo ciepły jesienny dzień - w sam raz na akcje plenerowe.
Mozart oczywiście ze stopięćdźiesiąt razy olał moje polecenia, z dwieście razy dał dyla, jak go wołałam i kilkakrotnie pożarł coś mało apetycznego. Ergo - jak zwykle, ostatnio
A przy ludziach to się popisuje i słyszę, że taki grzeczniutki szczeniaczek... tia...
Mozart się skąpał i to pełnowymiarowo - najpierw zaczął brodzić, wchodził coraz głębiej i - bach - ziemia się skończyła

Popływał sobie ładnie, chyba nawet mu się to spodobało, bo zanim wrócił na brzeg jeszcze trochę powachlował w wodzie. Nawet udało mi się to nagrać...
Po wyjściu z wody wpadł w jakąś tajemniczą euforię, podskakiwał w miejscu i myrdał ogonem. A teraz trzeba się będzie obmyć konkretnie w brodziku
Błota na polach nie brakuje - jest w czym wybierać .
No i bryki - bo spacer po polach z taką trawą składa się oczywiście głównie z brykania. Pies albo zanurza się po szyje, albo w ogóle znika
Tutaj nawet z bryzgiem...
I jeszcze na koniec, pytanie retoryczne: czy ja wszędzie muszę trafiać na jakieś meble?
