Kochani, odzywam się po kilku latach. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, zatem po prostu kajam się i przepraszam. Widzę, że parę osób znajomych dalej produkuje regularnie wpisy blogowe, niniejszym pozdrawiam!
Korek żyw, zdrów i ma się wyśmienicie. Jest nobliwym dżentelmenem w sile wieku, masywna klata z krawatką, puchaty, dorodny ogon i to wierne, jedyne w swoim rodzaju spojrzenie!... Bardzo często zdarza mi się na spacerze spotkać osobę, która idzie, patrząc przed siebie, nagle łapie wzrok Korka i patrzy się, jak zahipnotyzowana, aż w końcu słaniając się i uśmiechając mija, zwykle mówiąc coś miłego - że ach, jaki piękny pies, jaka to rasa, ach, jak on patrzy!
Korek jest ucieleśnieniem spokoju. Niezależnie od tego, czy jest sam w domu, czy też jest ktoś z nas - głównie wyleguje się w ulubionych miejscach. Ma swoje rytuały i bardzo ich pilnuje. Na przykład zawsze wyczuwa, kiedy (po wysłaniu rodziny w świat zewnętrzny) robię pierwszą, poranną kawę i siadam na pół godziny z gazetą. Zawsze wtedy słyszę to powolne człapanie i nadciąga Koreczek, straszliwie zaspany. Wita się kulturalnie, a następnie pada jak ścięty. I śpi dalej
Szalenie wygrzeczniał. Nie ma mowy o zwiewaniu na spacerach. Owszem, nie da się ukryć, że przywołany - bywa, węszy jeszcze dwie minuty ("za chwilkę, matka, momencik, tu jeszcze trzy okruszki, sama rozumiesz!"). Ale przybiega zawsze. Mój kochany, najwierniejszy przyjaciel.
Nie wyobrażam sobie, że mogłabym mieć innego psa, niż ogar
