Byliśmy w teatrze. Znaczy normalnie, poszliśmy w las, jak na ogara przystało, zwyczajną trasą. Wróciliśmy w stronę stadionu, coś grało... Ciekawie, tak jakoś z hiszpańska?
Przekonałem psa i poszliśmy do amfiteatru na Zadolu. Weszliśmy schodami od tylu, na trybunach trochę ludzi w większości tak jak pańcio sporo plus, a na scenie muzyka na żywo.... Ogarka się zapatrzyła i zasłuchała ("Orfeusz w piekle"), a przy kankanie zaczęła szczekać...
No to poszliśmy do foyer, czynne cały czas i konkurujące dymem z dymem na scenie. Zapachem dym z foyer wygrywał, więc zamówiliśmy dla psa kiełbaskę, bez chleba i musztardy, a dla pana Perłę. Dla czytelników ze stolicy taki zestaw to cztery zeta za piwo i trzy za kiełbaskę, ze zniżką za brak chleba i musztardy ( pięćdziesiąt groszy). Sztuka już psu nie przeszkadzała, usiadł tyłem. Musiała się biedaczka przekonać jak to jest czekać aż gorące wystygnie....
Park Zadole. Park dzieciństwa Bezy, to tu zaliczała swoje pierwsze bijatyki i biegi w zgraji psów. Oczywiście mowa o pierwszej zimie małego szczeniora, wieczorami. Od wiosny park wraca do życia. Tutaj psa nie puszczam.
To również, choć nieprzesadnie, park mojego dzieciństwa. Już nie ma boiska piłkarskiego, baraku zbowidowsko/harcerskiego, strzelnicy. Na ich miejscu jest kilka bloków, na szczęście na obrzeżu, więc nie zniszczyły parku, jest skatepark. Dobry skatepark zamiast strzelnicy... Kilka huśtawek zastąpił naprawdę zajfajny plac zabaw z drewna, z małą siłownią na świeżym powietrzu. Dalej jest amfiteatr, wybudowany w latach sześćdziesiątych, teraz wyremontowany, zadaszony. Basen też jest. Dla tych którzy nie wiedzą co to są szkody górnicze, to basen jest. Nieczynny od paru lat bo mu się pękło... Znaczy misa mu pękła. Ale ponieważ jego remont i przebudowa na kryty jest sztandarową obietnicą naszego nowego prezydenta (miasta) to ze spokojem czekam. Na szczęście takie mamy czasy, że można liczyć na spełnianie wyborczych obietnic samorządowców.
Są tu też dwa stawy, kiedyś zainicjowane i budowane przez harcerzy. Tu mam żal do opiekunów parku, bo namiętnie przycinają rosnące tam wielkie jaśminy. Nie ma też jeszcze pergoli z róż, jakie były w latach siedemdziesiątych, sadzą raczej (bez ładu i składu) wszystkie resztki jakie zakład zieleni ma, ale park wygląda na zaopiekowany. Czy lepszy byłby wysprzątany parkowo las? Chyba nie, taki może być dużo większy park Kościuszki, tutaj to co się dobrze zaaklimatyzuje będzie ozdobą, a to co nie to zniknie... Ale żeby nie było, od paru lat park zmienia się na lepsze.
A historycznie to miejsce od końca XIX wieku było jednym z wielu w okolicy terenów niedzielnego piknikowania dla Katowic i innych uprzemysłowionych miast w sąsiedztwie. Początkowo atrakcją była rzeczka Ślepiotka, z młynem ( "młyn Materli") a później spiętrzeniem na wschodnim krańcu tego terenu. Były tam łodzie, kajaki, w okresie międzywojennym rowery wodne. To wszystko zniknęło gdy beztroskie uprzemysłowienie ludowej Polski zamieniło rzeczkę w śmierdzący, pełen mułu i zawiesin ściek... Zniknęły wszystkie spiętrzenia. I park całkowicie odwrócił się od niej...
W tym miejscu obok Ślepiotki urządzono parę lat temu zbiornik retencyjny dla wód deszczowych. Dla kaczek, dla łowiących małe karaski i dlatego że jest ładniej.
Dzisiaj rzeczka jest już znacznie czystsza, a przynajmniej przejrzysta.
Amfiteatr też nie wziął się znikąd. Polana w tym parku była ulubionym miejscem występów chórów amatorskich, a po pierwszej wojnie światowej odbywały się tu ich coroczne zjazdy. Obecnie również. A także co sobotnie letnie występy, tak jak ten wczorajszy teatru Arte Creatura. A za tydzień będzie stepowanie, flamenco.
Jest jeszcze jeden pomysł. W ramach budżetów partycypacyjnych zgłoszono projekt budowy tężni. Za drogi, nie przeszedł. Może kiedyś.....
A ogarka z parku wyrosła. No chyba że zagustuje w sztuce. Lub atrakcjach foyer......
