Niestety moje stado ostatnio się zmniejszyło...
4 lutego pożegnałam mojego ukochanego Dymka... Ostatnio zaczął chorować i słabnąć w zastraszającym tempie. Robiłam różne badania, które ostatecznie wykazały chłoniaka

Jedyne, co mogłam dla niego zrobić - to pozwolić mu odejść bez bólu, w spokoju. Siedziałam przy nim i głaskałam go, aż usnął, przytulony do mojego boku - jak tyle razy wcześniej ...
Był dla mnie taki ważny. Moje całe życie zmieniło się, kiedy przyniosłam do domu cieplutką, puchatą kulę. Kliker, dogoterapia i moje najcieplejsze przyjaźnie - wszystko zaczęło się od tego, że dla niego zaczęłam szukać nowych rozwiązań...
Mój najserdeczniejszy przyjaciel. Budzący mnie rano pacnięciem mokrym, wielkim, czarnym nosem. Szturchający mnie głową, kiedy było mi smutno - aż przestawałam płakać. Wiecznie merdający ogonkiem - nawet, kiedy spadł z kanapy ... Zaczepiający obcych, żeby go głaskali ... Przyjazny i cierpliwy. I tak ogromnie inteligentny i empatyczny ... Nasze sesje klikerowe - jego sztuczki, którymi uwielbiał się chwalić tak samo, jak ja ...
Miał ogromny wpływ na wiele osób - samym swoim charakterem, tym, co umiał i jaką mieliśmy więź - nie zliczę wszystkich, którzy patrząc na nas pytali, czy ich pies też tak może - i próbowali...
Jest mi strasznie, strasznie smutno ... Dymiś to pies, jakiego ma się raz w życiu. I nie mogę uwierzyć, że odszedł ...
Dymiś
22.11.2000 - 04.02.2010
