
O tych „względach praktycznych” to już dyskutowano na tylu forach, że mnie się nie chce. Napisze krótko. Oczywiście pies był traktowany przez wielu ludzi, jako „narzędzie pracy” i tym się kierowano w tej kwestii. A więc traktowano go dość przedmiotowo. Miał być przydatny i nie stwarzać dodatkowych kłopotów (np.: naderwane ucho, nawet, jeśli do takich naderwań nie dochodziło częściej niż zranień w inne części ciała). Potem to już był zwyczaj lub powstała tradycja robienia tego. Ale przekazy mówią też, że nie wykluczało to ogromnego przywiązania do zwierzęcia i doceniania psa przez opiekunów. Wyższość człowieka nad psem była jednak oczywista i bezdyskusyjna dla minionych pokoleń (nie pieszczono się z psami za bardzo), a i miały one inne poczucie moralności. Pamiętajmy, że nawet okrucieństwo wśród ludzi było dawniej też o wiele lepiej tolerowane. Trzeba by na to spojrzeć i od tej strony. Świat się zmienił i dojrzał do współczucia. Oczywiście bardzo generalizując, bo nie wszyscy dojrzeli, a niektórzy nigdy nie dojrzeją.
Takie patrzenie na psa, pod względem przydatności człowiekowi, miało tez dobre strony, bo celowo nie rozmnażano chorych psów albo o niepożądanej psychice, bo to się nie opłacało.
