delia pisze:
Metoda ma na celu szybkie i skuteczne uwarunkowanie psa. To tak jak gwiżdżemy gwizdkiem i dajemy michę, po pewnym czasie pies przybiega na każdy gwizdek mimo, że michy już nie dostaje.
Każdy pies dostaje ileś tam gram karmy dziennie. Szkoląc psa dajemy mu tą karmę, nie po jednym chrupku jak przysmaki, ale tyle ile nam się weźmie. Jak karma nam się skończy, kończymy szkolenie – pies swoje co miał to zjadł. Jak pies się uwarunkuje to powoli odchodzi się od nagradzania karmą w zamian za pochwałę, głaskanie itd. a niewykorzystaną karmę pies dostaje w innym czasie np. jak ładnie coś zrobi w domu np. zawaruje, grzecznie zostanie w miejscu.
Warunkowanie ok . Sama warunkowałam, chociażby na kliker.
Chociaż z tym przywołaniem na każdy gwizdek, mimo, że pies nie dostaje nagrody to już bym się aż tak daleko nie posunęła

. Z mojego doświadczenia z ogarami wynika, że mimo, że szczeniaki były warunkowane na gwizdek odkąd zaczęły dostawać jeść i potem właściciele (a przynajmniej część

) stosowała gwizdek to i tak się okazywało, że z przywołaniem bywa różnie.
Po pierwsze kilka braków nagrody i szybko okazywało się, że to już nie taka maszynka, a swój rozum ma. Po drugie w otoczeniu dla psa jest masa dużo bardziej interesujących rzeczy niż jakiś malusi smaczek...a co dopiero jak go nie ma w ogóle.
Doceniam rolę jedzenia w szkoleniu, zwłaszcza mając ogara, który w szarpaniu się widzi umiarkowaną radochę, a w aporcie to już żadnej. Jedzenia odgrywa też dużą rolę w socjalizacji psów znajd, które często mają duże traumy za sobą. Wtedy oczywiście sama proponuję skarmianie psa tylko z ręki. Z tym, że jestem zwolennikiem teorii, że pies ma zwyczajnie prawo do jednego najedzenia się dziennie. Ma prawo mieć poczucie sytości, a pies w ten sposób szkolony takiego poczucia nie ma nigdy. Oczywiście pewnie niektórzy wrócą do normalnego karmienia po tygodniu czy dwóch, ale inni zachwyceni psem kręcącym się wokół nóg i czekającym na każde słowo byle by dostać cokolwiek do jedzenia , (zwłaszcza mający aspiracje sportowe) będą pewnie traktowali to jako sposób na życie…Nie wiem może źle interpretuję motywację u psa ja tu tej motywacji jako takiej nie widzę, tylko widzę głód.
Także sposób delii i to co zamieściła hania jest zupełnie nie dla mnie. Ja psu miski nie zlikwiduję
delia pisze:
Testowałam metodę (bez obroży elektrycznej) na swoim psie przez krótki czas - działa. Efekt był już trzeciego dnia. Pies wpatrzony w przewodnika, reagował na każde skinienie.
Można spróbować lub nie. Oczywiście każdy pies może reagować inaczej.
hania pisze:Ja chyba wolę zaczynać od mniej inwazyjnych metod. .
Tym bardziej, że trudno mówić tutaj o motywacji współpracy z przewodnikiem, a raczej o lęku przed bodźcem negatywnym. Chyba że komuś chodzi o psa na pilota...
Przy czym ja też nie traktuję teletaktu jak narzędzia tortur, ale jest to narzędzie pracy z psem, gdy zawiodą inne metody i na jednej szali kładziemy komfort psa, a na drugiej jego bezpieczeństwo i bezpieczeństwo właściciela.
hania pisze:
AniaW tu można popatrzeć na prowadzącego
http://www.scucka.com/en/o-nas/ i pewnie trochę przez ten pryzmat podchodzić do tego co mówił. To co wytrzyma maliniak szkolony do IPO niekoniecznie uda się zastosować do delikatniejszego psa z tak samo dobrym efektem.
No to dość wymowne zdjęcie

Matko czegoż to ten pies nie ma szyi, a jeszcze człowiek musi być tak zabezpieczony i z kijem w ręku
