weszynoska pisze:Może co obcy powinien zrobić
Nie głaskać , nie nakręcać psa do skakania , witać się z psem tylko jak jest na czterech łapach, ignorować jak pies usiłuje podskoczyć, a jak wróci na cztery wtedy wylewnie witać
No tak to się nie da
Instruowanie całego świata zewnętrznego, jak ma postępować z twoim psem, jest raczej niemożliwe.
Tu jest trudność - bo domownicy wiedzą, jak z psem postępować, ale od sąsiada trudno tego wymagać. To raczej on ma prawo wymagać, żeby mój pies na niego nie skakał.
My sobie z tym problemem nieźle daliśmy radę, ale nie tak od razu - wymagało to sporo czasu i cierpliwości, niejednej sytuacji, w której najedliśmy się wstydu za ubrudzoną kurtkę
Po prostu stosowaliśmy wtedy taką samą komendę, jak w domu - "Nie wolno!"
Nadal młody próbuje, ale już znacznie, znacznie rzadziej niż kiedyś - dawniej było to normą, teraz już "grzeszkiem".
Trochę mnie czasami drażnią namolni obcmokiwacze uliczni - bo często sami przywołują psa, a potem są strasznie obrażeni, że ich ubrudził (lub obślinił). Głupia sprawa, nie bardzo wtedy wiadomo, jak się zachować. W zasadzie z takimi osobami mamy największą trudność - bo o ile Mozart potrafi sobie odpuścić skakanie na kogoś z głupia frant, to najczęściej robi to, gdy ktoś go entuzjastycznie przywołuje i obcmokuje. To dla niego ogromna pokusa, bo przecież cieszy się wtedy jak dzikus.
I że tak sobie zaoffuje, ale też i w temacie relacji pies-obcy: coraz częściej tracę cierpliwość do osób, które zdają się kochać mojego psa bardziej, niż ja. Ja go wołam i uczę przychodzenia, oni odwołują, bo akurat przechodzili i chcą pogłaskać. Ja go uczę siedzieć spokojnie w autobusie, a ci go obcmokują i zachęcają do zabawy. Albo lepiej - robią pieskowi "hop hop" na kolanka, z czego on sobie potem wyciąga wniosek, ze można obcym w autobusie kolankować

A jak zwracam uwagę, to delikwenci wyjaśniają mi z rozbrajającą miną i uśmiechem, że "niech sobie skacze, mi to nie przeszkadza" Ja go uczę nie ciągnąć na smyczy, a ci z odległości kilometra go nawołują, samemu nawet się nie rusząc (ten numer mnie rozbraja już totalnie) - a mały entuzjasta naciąga smycz tak, ze aż się krztusi, bo przecież wołają, kucają i machają rękami. Robię się jędza, bo naprawdę sporo pracy wkładam w to, żeby pies był dobrze ułożony i nieinwazyjny dla otoczenia, co przy 6-miesięcznym szczeniaku z naturalnym ADHD proste nie jest, a obce mi osoby rozkładają to w kilka sekund...