Tak mi się nasunęło i przypomniało pewne wydarzenie dotyczące rozumienia mowy psa. Pomyślałam że to jednak opiszę ...
Kiedyś już pisałam że mamy sąsiada pszczelarza. Pan z którym bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język , często wpadał na pogaduchy i kawkę, bardzo lubiany też przez nasze psy. To był sierpień , my jeszcze kończyliśmy płot więc psy na linkach wyprowadzane często na spacer. Pewnego razu sąsiad zamachał a ja poszłam do niego przywitać się z Fiordem. Pies jak zwykle wycałował Pana, wróciliśmy do domu , no i się zaczęło .... W naszym przekonaniu psu odbiło. Całymi dniami sterczał i wypatrywał sąsiada, piszczał, ujadał , próbował się dostać do furtki. Jak go wyprowadzałam na spacer to był jeden kierunek - do sąsiada , a jak mijałam wysokość płotu zapierał się wszystkimi czterema łapami i odmawiał dalszego spaceru. Zachowywał się jak pies który ma za płotem sukę z cieczką a nawet gorzej. Musiałam go wręcz zamykać w domu bo ten jazgot był nie do wytrzymania.
NO co sobie pomyślicie - pies zdurniał doszczętnie. A przynajmniej Ja tak myślałam. Tyle że po paru dniach sąsiad nagle zmarł.
A pies zamilkł ... Ani jednego szczeknięcia
Co mogę powiedzieć ? ON WIEDZIAŁ
a ja ciągle mam wyrzuty że nie zrozumiałam .
