Towarzystwo wpadło w wir spacerowy
Wczoraj szalało w parku i na łące ....
Węszymy ...
... bawimy się z koleżankami ...
Potem ziwerzyniec spał do wieczora ...
Dziś ... Coda chora ... a że lata luzem wszędzie to pewnie coś zeżarła i dziś były tylko wymioty zamiast żarełka i spaceru.
Cały dzień spała a Uchaty albo się nią opiekował ...
... albo urzędował w parku z ciotką Klunią ...
... przybiegał na zawołanie jak jakiś Szarik
... ciocia poszła do domu ....
... Uchaty przybiegł po ciacho ...
... potem zwiał nie wiadomo za kim i gdzie ...
... a jak już raczył wrócić czekała na niego linka ...

i wędzone szprotki za to, że wogóle wrócił
... po spacerze Uchatek znów opiekował się chorą Codusią, która tylko spała i spała i spała ...
Muszę też pochwalić mojego Uchatka

Stanął dzisiaj w mojej obronie.
Otóż:
Co chwilę w parku podbiegał do mnie jakiś pies. Skakał, póbował wysępić żarcie, chciał zabrać mi rękawiczki a nawet próbował ugryźć aparat
Kiedy chciałam schować rękę do kieszeni pies uszczypnął mnie w palce.
Odruchowo krzyknęłam "ałaaaaaa" i wtedy Uchaty jak piorun ruszył w naszą stronę
Nie trudno się domyślić jakiego hałasu narobił Uchaty

Pies skulony pobiegł gdzie pieprz rośnie

a Uchaty stał tak przylepiony do moich nóg dobre 10 minut
Potem już mnie pilnował
