Mam wrażenie że skakanie na blaty i ciągnięcie na smyczy to dwa największe wyzwania właściciela

W każdym razie takie mam doświadczenia z Łozą

Bard był trochę z innej bajki, bo on szybko przestał ściągać jedzenie i właściwie nie wiem jaką metodą to uzyskaliśmy - potem już nigdy nie kradł. Raz zostawiliśmy mu wprawdzie specjalnie "paskudną kanapkę" z chili, pieprzem i chyba chrzanem...ale zjadł bez mrugnięcia

U Łozy nie pomagały ani prośby ani groźby- ani ściera ani odsyłanie na miejsce. Paskudztwa też nie zrobiły na niej większego wrażenia

. Uzyskałam tylko to, że nie skacze w mojej obecności....ale wiem, że jak mnie nie ma w pomieszczeniu to próbuje.
Z małym jestem na etapie walki

Problem z blatem polega na tym że skacząc na niego pies szybko uczy się, że jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że ZAWSZE coś się napatoczy - a to kilka okruszków, a to nóż po maśle do wylizania

No a ja jeszcze nie jestem z tych z SANEPIDu i zdarza mi się po zrobieniu np. kanapki zostawić deskę z nożem...albo postawić talerzyk obok zlewu
Łoza warknęła na mnie raz jako szczeniak przy kości - dokonałam skutecznej wymiany i od tamtej pory akcja się nie powtórzyła, ale ja też nie specjalnie dążę do konfrontacji przy jedzeniu. Nigdy nie zabierałam miski, kości ( jak musiałam to się zawsze wymieniałam), nie musztrowałam przed jedzeniem - co najwyżej kazałam usiąść i dopóki spokojnie nie postawiłam miski i nie cofnęłam się o krok dając komendę zwalniającą, ale dopiero wtedy jak przepracowałam komendę uniemożliwiającą w mniej stresującej sytuacji

Ja się prawdę mówiąc trochę boję wchodzenia z psem w otwartą konfrontację - wiem, że przyjdzie taki moment, że będę na przegranej pozycji, bo zwyczajnie przewaga siłowa będzie po jego stronie i to on będzie mógł zrobić mi większą krzywdę niż ja jemu. Nie chodzi mi o to żeby ciągle ciumkać, ale żeby wypracować taką metodę, żeby przy jak najmniejszym użyciu siły pokazać psu, że sprawiedliwość jest po mojej stronie
