Poddaję się. Nie mam już sił.
Moja kochana sucz zrobi dla mnie wszystko. Nie wolno częstować się ze stołu - przykre, ale O'K. Nie wolno gonić sarenki - wraca. Dać buzi - proszę bardzo. Kot jest nietykalny - pies kota pogłaszcze (dosłownie!).
Moja sucz zrobi wszystko, z wyłączeniem dwóch rzeczy:
1) Nie zamierza pozować na spacerze.

Spacer jest dla psa, nie dla durnego szkiełka.
2) Nie będzie jak głupia latać w kółko na ringówce. Spróbowała raz i uznała, że więcej się nie da wrobić.

A ja przed Głogowem obawiałam się, że skosimy wszystkie płotki. Przed nami Dżonków i mam nowe zmartwienie: wystartujemy, czy nie wystartujemy?
Zapowiadali ostatni zimowy wekeend, więc naiwnie chciałam uwiecznić moją sucz na śniegu.
Sobota. Orla, Perła, Kajtek i sąsiadka Ruda. Ruszamy.
Pańcia, tylko spójrz...
Teraz nie mogę, jestem zajęta...
Reszta na horyzoncie, a ty głowę zawracasz!
Jedna Ruda wraca prościutko, z oczkami utkwionymi w obiektyw.
Niedziela. Podejście drugie. Pola - otwarta przestrzeń. Teoretycznie powinno być łatwiej.

Zaczęło się obiecująco.
Taka ładna, taka grzeczna...
Zaaaraz.
Przecież jestem blisko.
A ku ku.
Następnie trzeba było coś sprawdzić. Tam.
No i tam.
Od tego momentu zaczęła się powtórka z wczoraj, czyli prezentacja od tej drugiej strony psa
A to, obcy wśród nas. Nie mam pojęcia co wisiało na tej gałęzi.
