cd z blogu Krzysztofa
Co do warczenia i tego nieszczęsnego punktu zapalnego w kuchni...
On reaguje (już prawie zazwyczaj :mysl_1:_ ) na "NIE" kiedy wskakuje, często daje się też odwieść od zamiaru skoczenia tym "nie", no ale wskakuje jednak czasem, bo nie zdążę w poę zareagować, albo nie widzę itd... Raz to taki był nakręcony (a dodam, że na blacie nie było nic pachnącego, czy do zjedzenia), że próbował wskoczyć czterema łapami!

Staram się też go nagradzać/ chwalić, kiedy usiądzie na dupkę albo stanie czterema na podłodze. Już i tak jest lepiej przy stole, do niedawna to stresem było jedzenie posiłków, ale jakoś ostatnio złapałam się przy śniadaniu, że w spokoju mogę jeść i nikt mi do talerza nie zagląda... Ale na przyszłość może też jakaś rada by się przydała...
Jeśli macie jakieś jeszcze pomysły, to proszę, podsuńcie!
Już myślałam, że może jeden dzień poświęcić tylko na to i przy okazji robienia przetworów zająć się oduczeniem, ale nie wiem jaki sposób wybrać.
Jak czytałam ogary wrażliwe są na ton głosu i ja to potwierdzam. Ton stanowczy działa, ale taki zdenerwowany, jakby "nakrzyczenie" na niego to właśnie powoduje, że się negatywnie nakręca. Takie mam przynajmniej wrażenie. Wczoraj i dziś miałam okazję zaobserwować, że Major nie zaczyna pierwszy nigdy szczekać na innego psa (oprócz na podwórzu w domu, kiedy broni terytorium), ale gdy ten drugi zacznie, to Major od razu odwzajemnia się tym samym. Może to też podobna zasada w tej kuchni działa, kiedy ja na niego "nakrzyczę", to on się nakręca też? Ja jestem raczkująca w tych sprawach, więc mi wybaczcie i skorygujcie, jak coś plotę
Chciałam go jeszcze pochwalić, że bardzo się sytuacja poprawiła na spacerach. Jeśli już nawet jakieś zbyt brutalne zabawy próbuje inicjować, to szybko daje się opanować. Przestało być to dla mnie źródłem stresu, ze "pogryzie mi ręce, poszarpie rękawy" itd. Chodzę nawet w zwiewnych sukniach po tych polach, hihi

Mamy taki spontaniczny plan spacerów codziennych, z samodzielnym bieganiem, aportowaniem i szarpakiem, agility

na brzozowych kłodach (jego inicjatywa z moim wsparciem

), różne ćwiczenia, czasem rzeka... Przestał się tak mocno koncentrować na mnie chyba, dostaje komendę "Biega" i rusza swoją ścieżką. Uwielbiam te spacery z nim, serce rośnie, jak patrzy się na takiego pędzącego po wzgórzach, szczęśliwego (mam nadzieję) psa!
A z innej beczki - dziś byliśmy nad jeziorkiem z towarzystwem z innym psiakiem (dorosłym). No niby wszystko OK, ale raz się ścięli, a potem kiedy Major spał na kocyku z głową na moich kolanach, tamten (wiecznie gdzieś biegający) podbiegł, powąchał no i nieźle się potarmosili. Major wyszedł z ranką na faflu...
Wiem, że życie, ale tak mi go szkoda... Tak zachęcał tamtego do zabawy, biegał za nim, a tu masz... Tamten w ogóle nie był zainteresowany wspólnym bieganiem i szaleństwem. A miał być taki towarzyski...
Wróciliśmy do domu to nawet nie tknął żarcia. Teraz odsypia stres, a miało być tak pięknie.
