Pies chodzi w niezłej formie, ale kaszle i gluty od czasu do czasu wiszą z nosa. Wet zajrzał w gardło, zbadał i osłuchał, stwierdził, że w płucach nic, wygląda to na zapalenie gardła lub krtani - co możliwe, jako, że pożywia się rozmaitymi zmrożonymi rzeczami, a czasem samym śniegiem (bo coś mu ładnie zapachniało...).
Lekarz sympatyczny i bardzo doświadczony, ale przez pół godziny namawiał mnie na suchą karmę, krytykując fakt, że daję mieszane żarcie (bo się źle bilansuje i na pewno nie trafiam z witaminami, a w związku z tym pies mógł zachorować, bo był mniej odporny

); a że przy okazji wet prowadzi sklep z karmą... Ech

.
Po drugie - od razu dał zastrzyk z antybiotykiem, no, ale nie protestowałam za bardzo po tym, jak się naczytałam o kaszlu kennelowym. Drugi zastrzyk z czymś przeciwkaszlowym.
Nic już nie wspominałam o syropie, miodzie czy witaminach

.
Plus taki, że bardzo serdecznie do Korka podszedł, widać, że zakochany w psach (sam ma dwa) i Korek dosyć bezstresowo pozwolił sobie zrobić i zastrzyki, i wszelkie badania, a potem jeszcze machał przed nim ogonem i się łasił. Generalnie dzielny z niego chłopak (z Korka, nie z weta

).
Najgorsze, że spacery robimy ekstra krótkie, tylko na sikanie.