Ech życie. Tato chorował 9 miesięcy. Pierwszy cykl chemii (CAV) nie zadziałał - guz się rozrósł. Drugi (PE) też nie zadziałał. Tato chemię znosił bardzo dobrze - mówił, że czuje się tak jakby piwo wypił lub po łbie dostał

W ostatnie tygodnie choroba zabierała Tatę błyskawicznie - a dnia na dzień coraz gorzej, coraz słabiej. 3 tygodnie po ostatniej chemii zaczął coraz bardziej słabnąć, ból okropny w klatce piersiowej - ostatnie 2 miesiące na morfinie. Ostatnie 3 tygodnie - depresja. Ostatni tydzień - już nie chodził. Ostatnie dwa dni - półświadomy, duszący się. Ja z Mamą cały czas w szpitalu, w ostatni dzień Tato bardzo niespokojny, majączący, z atakami duszności i padaczkowymi - przerzut na mózg. Tato chwilę przed śmiercią uspokoił się i odszedł spokojny.
Ja jestem jedynaczką, typową "córeczką tatusia". Bardzo przeżyłam Jego chorobę i śmierć mimo, że byłam świadoma co to za świństwo i jaka jest mediana przeżycia.
Serdecznie dziękuję za wszystkie życzliwe słowa
Uffff
A z życia psiego (bo to w końcu blog zwierzęcy): przedwczoraj przyplątał się do nas bardzo mizerny kundel bury - wprowadził się do Dusi

Wystraszyłam się, że zaczyna się cieczka i zabrałam psicę do domu. Rano znalazłam burka w budzie z Czesną - Czesna wciśnięta w głąb budy a burek wyglądał na świat. Przestraszył się na mój widok i uciekł, ale zza winkla czekał aż pójdę precz i oczywiście wlazł do Czesnej. Pytałam na wsi czy komuś pies nie zginął - oczywiście NIE

W następny dzień wystraszył się chyba koni luzem chodzących po placu, bo od wczoraj go nie ma

Dusia oczywiście cieczki jeszcze nie ma więc wróciła do kojca, ale wszystkie dorosłe psy dostały w prezencie od burka nieporządanych gości - pchły

Teraz intensywne odpchlenie, cholerka.
A i jeszcze z wieści najnowszych - odwiedziliśmy konno naszego wnusia GROMA. Zdjęć nie mam, bo poza stosowną flaszką nie wzięliśmy aparatu

A wnusio - cudo piękne, wielkie, wyrośnięte, odważne, ach
