Mi się Wabny też od początku podobał.

Tymczasem chłopcy nadal czekają na swoje domy.
Miła Pani z Anglii (chyba, bo pewna już nie jestem) napisała sms, że szuka psiaka. Czy oferta aktualna? - prośba o odpowiedź na e-mail. Tak, oczywiście. Czego szuka? Suni. Przykro mi, nie mam. Co mam? Dwa psy. Jakie? Wysłałam zdjęcia. Poszła seria pytań, aby upewnić się, że wie, po co jej pies. Dowiedziałam się, że kocha psy i szuka psa do nowego domu. I to była jedyna ludzka wypowiedź. Pani stwierdziła, że zapłaci przez Pay Pal, cena jest dobra i bierze - oba, po psy przyjedzie kurier, więc mam się transportem nie kłopotać, itd.' itp. Wtedy dopiero zaczęłam się martwić. Ton poszczególnych wypowiedzi sugerował, że traktuje moich chłopców raczej przedmiotowo, niż podmiotowo, nie odpowiada lub odpowiada zdawkowo na moje pytania, a cała konwersacja wciąż krąży wokół kasy. Gdy stanowczo poprosiłam o dane osobowe do rodowodów, kontakt telefoniczny, by wyjaśnić jej potrzeby rasy (sms przyszedł nie z numeru, tylko przez bramkę kodującą i zamiast numeru pojawiły się litery GMX - nie dało sie nawet odesłać sms-a) i przelew z konta na konto, Pani więcej się nie odezwała.
Angielski był wyszukany, ale czasem niezrozumiały. Mocno wyuczony.
Może się mylę, ale doszłam do wniosku, że handlarze za granicą widzą szansę zarobku na naszych psach.

Ogar na Wyspach, u Bena (po mojej Żenadzie) idzie po 1000 funtów.
Hodowcy, uważajcie.
