Wysłany: 2010-11-08, 14:35
Witajcie!
Tutaj Struga. Nie dziwcie sie ze ja pisze ale panciowie ostatnio leniwi i nie chce im sie stukac po klawiaturze. Mam troche nowosci.
W piatek byla straszna zawierucha. Pancia zaczela pakowac torby i strasznie byla nerwowa. Ciagle jezdzila ta torba, od przedpokoju do kuchni i spowrotem. Denerwowalo mnie to strasznie bo sie prawie pogubilam i nie wiedzialam ktorej torby pilnowac przed zlodzijaszkami. W koncu Polozylam sie na najwiekszej i byl spokoj.
Kolo poludnia przyszedl pancio wraz z reszta stada i zaczeli te wszystkie torby targac do drzwi. Wiedzialam ze cos sie swieci.
Po zaprowadzeniu warchlaczkow do sasiadki u ktorej ciagle ladnie pachnie jedzeniem i zawsze cos mozna skubnac ze stolu wrzucili nas oraz torby do auta i pojechalismy. Szlachcianka mowila ze jedziemy robic szol, ale ja tylko pomyslalam ze ona znow jedzie robic wioche i szybko zasnelam.
Po przyjezdzie na miejsce do poznania (podobno duze miasto, ale ja tam tylko widzialam las i slyszalam wyjace psy w zagrodzie) polozylismy sie spac.
Na nastepny dzien rano, znaczy w sobote, spakowali nas znow do auta i pojechalismy gdzies indziej. Musielismy przejsc przez taka ogromna wielka szklana brame a za nia ukrywala sie... PSIA PLANETA!
Gdzie nie spojrzysz psie pyski, rude, laciate, wielkie, male, no po prostu nacje calego swiata!!
Szybkim krokiem polecielismy do "naszego" miasta w hali numer 7 ale okazalo sie ze jestemy duzo za wczesnie. Po tym stwierdzeniu calym stadem wybralismy sie na "Hale pachnaca jedzeniem". Tam panciowie cos wsuneli na szybko i udali sie do stioska na ktoym czekal na nas BERDYSZ, wiecie, ten z forum co te fajne kawaly opowiada. Na naszym stoisku(nasze bo gonczych i ogarow) duuzo zdjec calej rodziny, znani i nieznani. Ale to co na stole stalo to wrecz przerastalo moja wyobraznie: DUZY BRAZOWY ZE ZDOBIENIAMI GARCZEK PELNY SMALCU!!
"Ladnie nas chca przywitac " pomyslalam i hop na stol do garnka, ale oni mnie po prostu odgonili i nakrzyczeli. Potem chyba za kare wlali mi cos do oczu i tego garnka nie widzialam juz przez nastepne trzy godziny. Ale zapomnieli o tym ze psy maja dobry nos i ja na czuja ten garnek prubowalam sciagnac, niestety bez skutku.
Wiec po przywitaniu poszlismy spowrotem do hali numer 7. Ku mojemu zdziwieniu bylo tam juz duzo naszych. Najbardziej pamietam taka furiatke, ale tez takiego duzego brazowego, Rezun czy jak mu tam, no i duzo innych. Ze mam slaba pamiec to niestety nie spamietalam wszystkich, ale jeszcze jestem mala i mam prawo zapomniec.
Na tej hali niestety juz nie bylo tak fajnie, nie bylo smalcu, kielbasek, probek do jedzenia, nic nie bylo tylko zielone chodniki po ktorych musielismy chodzic.
Na takim chodniku cwiczyla pancia ze mna. Przywiazala mi sznurek na szyje i ciagla raz w jedna, raz w druga. Nie chcialo mi sie chodzic, bo po co tak bez sensu sie krecic no ale co zrobic, przeciez nie dam sie udusic!?
Po mnie przyszla kolej na szlachcianke. Ale ona to szolmenka, biegala z lbem do gory, prezyla sie. Juz ja chcialam ugrysc w ucho bo sie napatrza i mi tez beda tak kazali klusowac.
Potem nagle dali nam spokoj i wszyscy zbiegli sie do ringu obok(tak nazywali te trawniczki). Tam zaczeli "testowac" naszych kolegow. Ci prezyli sie, biegali. Najbardziej podobalo mi sie jak niektorzy panciowie byli tak zziajani jakby przebiegli caly peleton.
Po chlopakach padla kolej na NAS! "O jejku, tzreba uciekac" pomyslalam, ale bylo juz za pozno. Zalozyli sznurek na leb i beda dusic.
Najpierw na pierwszy plan poszla ta Furiatka, potem podeszli do mnie. Wygladali jak Studenci Medycyny rozprawiajac o szkieletach. Uslyszalam tylko ze cos leb i ze za gruba. Z ta gruba zdziwilam sie bo przeciez pancia przez ostatnie tygodnie sie odchudzala, wiec wygladala dobrze, ale nic, stalam prosto, kazali jeszcze pokazalac zeby, w sumie nie bylo tak zle i byli nawet mili. W pewnym momencie pancia zmadzrzala i kazala uciekac! Wiec ja nogi w pas i w podskokach do ucieczki. Jakie moje zdziwienie bylo gdy zaczelismy wracac, "ZAPOMNIALA CZEGOS" pomyslalam. Potem znow bieg i stanelismy przy takich numerkach. Furiatka cos sie cieszyla, ale ja juz zglodnialam i myslalam tylko o jedzeniu.
Po mnie biegla Szlachcianka, po kilku rundkach pancio stanal z nia tam, gdzie wczesniej stala furia i podskoczyl z radosci. Wtedy juz wiedzialam ze jest dobrze i bedzie zaraz zarcie

Szlachcianka dostala takie zlote kolko(niestety nie do jedzenia).
No a potem juz sie zaczelo zwiedzanie, pogaduszki, zabawy, kupa milych psiakow i ich ludzie. Od tego wszystkiego bylam taka zmeczona, a Szlachcianka to ledwo stala na nogach wrecz zasypiala na stojaco.
Pozniej jeszcze raz zabrali gdzies Szlachcianke na chwile. Po powrocie pancio nie byl zadowolony a szlachcianka wygladala jak wyglodzony chart polski.
Po powrocie do hotelu spotkalismy inne psy, nazywali je OGARY.
Pancio ze Szlachcianka poszli do nich do pokoju na "PIWKO" a ja z pancia padlam spac.
TO BYL CIEZKI DZIEN!!
Musze leciec bo mnie Szlachcianka denerwuje. Jutro opiszemy nastepny dzien
