Ale strasznie śmiecimy Mozartowi w blogu
W żadnym razie. Sama zaczęłam dyskusję i to jest dla mnie ciekawa rozmowa.
w rozumieniu związku np Mozart (mam nadzieję, że się nie obrazi) nie jest psem rasowym.
Spojrzałam na niego... trochę jakby żalu w oczach miał... Ale jak mu wytłumaczyłam, że za te 70 zł może mieć kilka kości ekstra, to chyba mu przeszło
Rasowość - tu jest pies pogrzebany. Owczarki staroniemieckie - nieuznane, a jednak z prowadzonymi skrupulatnie księgami rodowodowymi. Zdrowsze i na moje oko też ładniejsze, niż te uznawane. Rasowe, czy nie?

Jak dla mnie rasowe, bo z udokumentowanym pochodzeniem i stałym zestawem cech.
I tu się rodzi pytanie - jaki rodowód? Rodowód ZKwP? Monopol chyba jest zabroniony?
Mamy jednak ten nasz kochany PZPN, więc chyba nie tylko nie zabroniony, a i całkiem legalny

Może należałoby ugryźć to od drugiej strony i wymagać od takiego "poważnego" związku prowadzenia ksiąg rodowodowych, czyli stałego dokumentowania pochodzenia psa - plus jakaś minimalna liczba członków i regulamin hodowli, określający m.in. minimalny i maksymalny wiek, warunki utrzymania i częstość miotów dla jednej suki.
A gdzie jest powiedziane, że przy odpowiedniej determinacji tamtych związkowców nie nastąpi połączenia z ZkwP i uznanie tej rasy jako np Duży Łaciaty Polski Pilnujący.
Przeca to jest trochę członków i pare zł składek
Z mojej perspektywy chodzi o to, żeby pies miał udokumentowane pochodzenie i nie był z "promocji do wyczerpania suki".
Więc może spojrzeć na temat inaczej:
Mamy np. dość skrupulatne przepisy regulujące ubój zwierząt. Więc dlaczego nie uregulować na poziomie ustawy warunków hodowli zwierząt domowych i olać kwestię przynależności do stowarzyszeń? Hoduj sobie i nawet brytany staroazjatyckie, czy pudlo-jamniki. Byle w dobrych warunkach, byle nie w klatkach, byle miot raz do roku, byle nie za młode i nie za stare psy.
Bo mam wrażenie, że pomysł ze zmuszaniem do przynależności okazał się nietrafiony. Praktyka pokazuje, że to nam nic nie mówi (albo prawie nic). I jak widać niczego nie zmienia, nie definiuje, rodzi tylko więcej pytań.