Hej,
już odespałam wczoraj, postaram się napisać nt. tajemniczej "akcji". Jak wiecie psy przebywały niedaleko Kwidzyna. Eli trafiła tam pierwsza, chyba jesienią, a w marcu w wyniku spontanicznej akcji dołączył Karo. Wydawało się, że wszystko jest dobrze, ale jakiś czas temu zaczęły pojawiać się niepokojące sygnały, pozwalające sądzić, że opiekunowie są poważnie chorzy i sami wymagają pilnej pomocy, w tym niestety psychiatrycznej. Sam o pomoc dla psów poprosił pan T., "bo psy głodują, są chore, zatruwane itp." W wyniku wywiadu środowiskowego (chyba nadaję się na szpiega

) dowiedziałam się, że choroba w tej rodzinie nie pojawiła się dzisiaj, od kilku lat próbują pomóc sąsiedzi i nawet gmina, ale jest to bardzo trudne.
Psy rzeczywiście nie są utuczone, ale wg mnie w całkiem dobrej kondycji, tylko niestety w czasie nasilenia choroby mogły stanowić zagrożenie dla właścicieli. (Pan T. pokazywał mi pokąsanie dłonie, kiedy prawdopodobnie usiłował przenosić na rękach psy, ratując je w czasie urojonego zagrożenia.) i też dla otoczenia ( mówił mi o tym, ze psy mu czasami uciekały, ale się same po jakimś czasie zgłaszały do bramy). Żoną pana T. w czasie Świąt zaopiekowała się jej rodzina. Został sam z pasami.
Rozmawialiśmy kilkakrotnie telefonicznie, dał się przekonać, że dla dobra psów lepiej będzie jak je stamtąd zabierzemy. I udało się, dzięki pomocy kilku osób, ustalić jaki jest stan faktyczny, Nie byłam sama w tym domu, jako kierowca i wsparcie psychologiczne dla mnie pojechał mój przyjaciel, był a także wójt gminy - super człowiek - jeden i drugi

. Wspierało "akcję" na odległość kilka osób z forum. Dzięki!
Eli oczekuje na przyjazd poprzedniej właścicielki u kolejnych dobrych ludzi pod Kwidzynem. Karo jest już w domu tymczasowym, więcej o nim będę pisać później.
Ale dla mnie i kilku osób, które wiedziały o tym zdarzeniu najważniejszy przekaz z tego jest taki - gdy pomagamy psom to naprawdę musimy włożyć dużo pracy, aby zapewnić im dobry dom. Szczególnie jeśli psy trafiają do osób, które nie są nam znane / polecane przez kogoś komu można zawierzyć. Nie można polegać tylko na emocjach i na dobrym sercu, musimy na zimno sprawdzić warunki. Obejrzenie domu nie wystarczy, taki dyskretny wywiad środowiskowy nie zaszkodzi. Obejście pana T. robi dobre wrażenie, no może taka trochę twierdza - wszystko pozamykane na kłódki solidne. Ale już kilka zdań rozmowy z Nim może dać do myślenia. I jestem za tym, aby nie tylko u siebie poznawać ludzi, którym przekazujemy psa, ale też być na miejscu, gdzie będą daje żyć.
Przepraszam, pewnie wyszło mi to trochę mentorsko, ale cały czas mam poczucie, że pośpiech jaki był przy adopcji Karo nie przysłużył się psu, i tak doświadczonemu w ostatnich miesiącach. I jestem tego samego zdania jak Hania, że powinniśmy mówić otwarcie o tych udanych adopcjach, ale też i o niepowodzeniach, tak aby się z nich uczyć w przyszłości.
Uff...
Bogna