Ania W pisze:
czasami trafiają się szczeniaki z widoczną wadą która dyskwalifikuje je jako psy wystawowe a nie wpływa na ich zdrowie bezpośrednio (wady zgryzy, złamany ogon), czasami ludziom komplikuje się życie i oddają psa...
Dla mnie ważna jest "ogarowatośc" czyli przede wszystkim cechy charakteru. Pies z hodowli, nawet jesli wystaowo "wadliwy", zwiększa pradopodobienstwo wysokiego stopnia "ogarowatości"
A prywatnie brałam poważnie pod uwagę kundelka i to jakąś straszną bidę - wiem, że to brzmi dziwnie - mam słabość do zdefektowanych stworzeń

Więc jak coś jest ślepe, kulawe albo wyjątkowo szkaradne, to chcę to przygarnąć... (w Domu rodziców jest ściągnięta przeze mnie ze schroniska skundlona amstafka, nieprzeciętna, kochana, kulawa szkarada

)
Ale pomysł padł, bo zakupowi psa rodowodowego przyświeca w zasadzie jedna idea: bardzo duże prawdopodobieństwo że wiesz, czego się spodziewać - masz charakterystykę rasy, możesz przewidywać, możesz pytać innych włascicieli itp.
Mieszkając w domku przy lesie mogłam sobie pozwolić na dowolność, ale warunki mieszkaniowe to już inna bajka - a psa się bierze jak męża, daj Bóg do końca jego dni
Ergo, bo się rozpisałam:
Jeśli trafi mi się zdefektowany ogórek, to przyjmę go tym chętniej
Jeśli chodzi o psy adopcyjne, to czytając forum zaczynam miec wątpliwości, czy podołam. Psa trzeba po pierwsze do siebie przywiązać i sprawić, żeby zaufał. Po drugie oduczyć dokuczliwych nawyków i wyrobić nowe, pożądane. Najcześciej pewnie także zaleczać stare lęki. To wymaga czasu, delikatności, wprawy, wiedzy. Powątpiewam, czy bym temu podołała
Ja mam treserskie doświadczenie tylko w wychowaniu od A do Zet owczarka niemieckiego, który po 2 latach domorosłego szkolenia działał w zasadzie na pilota

Brakowało mi już pomyslów na kolejne sztuczki do uczenia - ale to był owczarek niemiecki, w moim przekonaniu od urodzeniapragnący tylko zadowalać właściciela (albo mi się trafiła taka specyficzna suka).
Ogary to inna bajka
