No, ostatnio Mozart zagiął parol na takiego młodego głupiego, co chodził i próbował "ujeżdżać" inne psy. Większość reagowała ostrzegawczym warknięciem i młody na jakiś czas sobie odpuszczał.
A Mozart nie - naprawdę się wkurzył i warczał już na sam jego widok (pewnie szły między nimi jakieś subtelne sygnały). A potem hyc - gleba i ostra reprymenda. Młody dawał się uglebiac, ale powarkiwał no i zaczynała się bójka.
Raz - rozdzielenie, odczekanie, druga sznasa.
Drugi raz - rozdzielenie, odczekanie, trzecia szansa. Ok, an chwilę spokój, poszedł gdzie indziej, A potem zawrócił i znowu uglebia, warczy, bójka.
Aż w końcu jakaś kobieta co to się znała na rzeczy - nie złośliwie, zupełnie rozsądnie - powiedziała, że powinnam go zabrać, bo po prostu robi to, co chce i moje reprymendy guzik dają, robi tak jak ma ochotę i uczy się, że i tak zaraz go puszczę i znowu pójdzie w tany (jak z uciekaniem i przywołaniem).
No i mam łobuza. A było tak pięknie, kiedy był ciapakiem - taki błogi spokój był...
Dzisiaj zadzwoniłam do weta i zaśpiewali mi 400zł za kastrację

Muszę się znowu pomodlić do matki boskiej pieniężnej.
Dzisiaj dostałam złotą radę od-nieistotne-kogo, żebym "dopuściła go" to mu przejdzie
