Weekend był dosyć śpiący i nudny - babcia siedziała z nami (karmiła, sprzątała i unikała naszych glutów

Poszliśmy na Śnieżnik - górka miła, lekka, i bajeczna dla naszego pańciostwa - 2 razy w roku tutaj bywamy z nimi aby popatrzeć na naszą piękną Polskę i powąchać wrzosy w jagodnikach.
Wchodziliśmy celowo w poniedziałek aby nie było ludzi i zawsze od innych stron niż wakacyjna stonka

W schronisku na Śnieżniku u "Zbycha" piwko i pierożki, a potem dalej na wierzchołek aby nacieszyć się tym krajobrazem znanym, kochanym i lubianym.
Zawsze na górze spotykamy jakieś czworonogi z Czech lub Polski, które dokładnie tak jak my kochają okolicę i nasze górki.
Tym razem spotkaliśmy kolegę pseudo labka biszkopta. Bawił się z nami przez 30 min i nikt po niego nie przychodził...
Schodząc w dół okazało się, że ten gość jest tutaj na górze od rana i nie ma właściciela

Pańciostwo nie komentowało głośno co o tym myślą, ale ja osobiście obawiałam się tylko tego, że wrócimy w trójkę do Niemczy.
Na szczęście w znajomym schronisku właściciel (syn zmarłego "Zbycha")wiedział czyj to jest pies- tak poważnie to ulżyło chyba nam wszystkim....
Labek został na górze, my po kolejnym pysznym piwku poszliśmy w dół: