No i stało się - koniec!

Dzisiaj już tylko wielkie porządki.
I stała się rzecz niesamowita:
Mozart bardzo się wyciszył w nowym mieszkaniu. Dzisiaj zostawiłam go na godzinę samego w pokoju - nie wydał z siebie ani pisku, po prostu spał w klatce. A jak otworzyła drzwi poszedł na chwile na balkon i ... wrócił do klatki
Tak, jakby po całym tym szoku, kiedy wszystko stanęło do góry nogami, cenił sobie już po prostu święty spokój i znajome zapachy. Poza tym, od kiedy mamy kilka pokoi do dyspozycji i normą jest, że jakieś drzwi są zamknięte - przestał się tak strasznie kleić i reagować emocjonalnie na brak fizycznego kontaktu z nami.
Śpimy za zamkniętymi drzwiami a on w swojej klatce - i żadnego marudzenia nie ma.
Poza tym odkryliśmy świetne tereny spacerowe - zupełnym przypadkiem. Po prostu spotkałam na spacerze panią z posokowcem i podpytałam, gdzie w okolicy można puścić psa luzem. I okazało się, ze dosłownie za naszym blokiem jest spory uczelniany kompleks sportowy - każde boisko i kort jest ogrodzone. A najbliżej nas znajduje się duże, ogrodzone i nieużywane od lat stare boisko. Trawa po pas i stare, duże drzewa
Przyszło mi nawet na myśl żeby zaproponować miastu zbudowanie tam oficjalnego wybiegu dla psów. Jest spory teren, jest już nawet solidne ogrodzenie - może ktoś wziąłby to pod uwagę i przychylił się do takiego pomysłu, skoro to miejsce od lat stoi nieużywane i zarasta trawą?
A z innej beczki - naprawdę zdumiewa mnie, jakie poruszenie wywołuje na osiedlu Mozart. Czasami przypomina to wręcz obawy paniki - małe pieski lądują na rękach, dzieci są zgarniane pod bok, ludzie przechodzą na druga stronę... Ło matko, tego jeszcze nie grali...
A sąsiadka z naszego piętra na widok Mozarta dosłownie odskoczyła pod ścianę... jakbym miała na smyczy co najmniej pitbulla
Za to starszy Pan z parteru (taki w starym, przedwojennym stylu starszy Pan w kapeluszu...) jest Moziem zachwycony i "Proszę Pani, jakie piękne imię"

Kilka dni temu napadła nas z kolei jakaś starsza Pani, cała w skowronkach, bo od lat nie widziała ogara, a "to takie piękne psy" i "mój Boże, tak rzadko się je teraz widuje, a szkoda"
I jeszcze jedna obserwacja z ostatnich dni - o ile tam, gdzie mieszkaliśmy poprzednio, psiarze byli zupełnie nie zintegrowani i na swój widok omijali się łukiem już z kilometra, o tyle tutaj wygląda to zupełnie inaczej. Jak spotykają się właściciele dwóch dużych psów to pada tylko sakramentalne pytanie: gryzie? Nie? A, to niech się pobawią. I to jest zdecydowanie bardziej w moim klimacie...

ufff, oswajamy się z wszystkimi nowościami. Jak tylko odkopię z kartonów kabelek do telefonu, to wrzucę w końcu jakieś zdjęcia
p.s. chciałam się pochwalić, że jestem od teraz mistrzem świata w posługiwaniu się wiertarką. Kiedyś się bałam, a teraz już tylko: "to gdzie mam tę dziurę wywiercić" ;-P