EiMI pisze:Aniu, a może ilość kudłów zgubionych w domu/ mieszkaniu zależy wprost proporcjonalnie od ilości ruchu psa w domu???
No weź mnie nie strasz, bo teraz metraz będzie większy
Ja tam myślę, że moja szczęśliwość jest bezposrednio powiązana z wprost świeżym wspomnieniem tych wiader kudłów, co to post wyżej mowa była. A po cześci pewnie i z tym, że naprawdę pedantem nie jestem i denerwuje mnie tak naprawdę dopiero bałagan - lekkie syfki znosze bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym
No dobra, nie mam jak wrzucić zdjęc, to może zdam raport z pola bitwy. Siedzimy sobie w pustym mieszkaniu. Nawet nasze szczoteczki do zębów pojechały już do nowej chałupy... do której my nie pojedziemy jeszcze

bo poprzedni lokatorzy jeszcze się nie ogarnęli i nowe mieszkanie przypomina magazyn - po prostu zastawione jest miejscami po sufit gratami dwóch rodzin.
Życie. Na kolację była pizza

Moziu swoją (nie pizzę, tylko kolację) dostał z plastikowego pojemnika po czymś tam.
Pies zgłupiał jak jakieś obce facety zaczęły wszystko wynosić do samochodu bagażowego, a on stał biedny, przywiązany smyczą do schodów w miejscu, gdzie godzinę wcześniej stało jeszcze biurko (bo klatka też już spakowana).
Nigdy, ale to nigdy mój pies nie miał takiej manii przytulania, wpychania nosa i kładzenia ryja - jakbyśmy byli dla niego ostatnią ostoją normalności przez tych kilka dni
Na pocieszenie dostał kość...
My dzisiaj śpimy na materacu, pies na dywaniku spod klatki... Sąsiedzi zrobili już pożegnalne "oooooch, jaka szkoda", chociaż nie wiem, czy nie z czystej kurtuazji
Rozpisałam się, ale jutro po południu zacznie się prawdziwa akcja, przez kilka dni będziemy tacy pół bezdomni, nocując kątem, dopóki poprzedni lokatorzy nie zabiorą swoich rzeczy. Normalnie od czasów studiów nie pamiętałam takiej partyzantki
Doranoc
