eliza pisze:Najgorsze jest przychodzenie na zawołanie. Jak tylko pies się orienuje, że go przywołujemy to siada i sie nie ruszy za nic.

Na szczęście ida wakacje, będę mogła z nim intensywnie nad tym popracować

A ja zaczęłam bardzo intensywnie zastanawiać się nad tym, co skopałam w przywołaniu. I chyba załapałam... no, zobaczymy

W każdym razie ostatnio staję na głowie, żeby przyciągnąć uwagę mojego psa i być dla niego najatrakcyjniejszym obiektem w okolicy. Dzień za dniem ćwiczymy - raz w domu, raz w warunkach rozpraszających. I dzisiaj zrobiliśmy mały test w lesie - dało radę
Nie będę mówić hop, bo pies mi może jeszcze tysiąc razy pokazać figę...ale... mam wrażenie, że załapałam co muszę poprawić.
W każdym razie nauka przywołania to - dla mnie przynajmniej - ciężka praca

I jakoś się nie dziwię że kilkumiesięczny samiec ogara ma średnie szanse na zaliczenie tej cześć egzaminu
Ale naprawdę fajnie, że patrzycie na to realistycznie
Mnie już moje sreberko nauczyło, że pies to nie maszyna i czasem trzeba się wykazać dużą cierpliwością i dużo pracy w naukę włożyć. Powodzenia życzę!