"Fiordowe opowieści"
Hej to ja Fiord.
Mówię Wam ogry dziwne rzeczy się dzieją.
Poszedłem dziś z Panią na naszą osiedlową łąkę. Idę, patrzę i własnym oczom nie wierzę - na łące wyrosło wielkie czerwone coś, obok jakieś samochody, wisi pranie a między tym wszystkim pasie się stado koni.
Dałem wyraz swemu oburzeniu oszczekując towarzystwo ale nie uciekło. W dodatku zebrałem burę za straszenie koni.
No więc trochę zgrzeczniałem i razem z Panią postanowiliśmy obejść to coś dookoła. Idziemy sobie a tu z pomiędzy samochodów wyszedł jakiś pan i zaczął coś do mnie gadać. No więc łaskawie merdnąłem ogonem niech nie myśli żem buc i dałem się pogłaskać. Coś tam mówił o ładnym piesku i tak dalej, potem przyszło jeszcze trzech innych panów, wygłaskali mnie wymiziali a jeden nawet mnie pocałował w czoło i w fąfle - ble.

No ale dałem radę, baba nie jestem i zachować się umiem.
Zapraszali Panią na jakąś kawkę ale oporna była więc stwierdzili że coś nam pokażą. I wyciągnęli z wozu takie małe śmieszne Coś - mówię Wam ogry nie widzieliście takiego cudaka na pewno. Było małe, ni to miauczało ni beczało i mówili na to lew.

Pańcia dostała to coś na ręce więc mogłem spokojnie obwąchać. Potem ten lew wypił mleko z butelki - jak dzidziuś - no wstyd normalnie.
Ale to nie koniec. Poszliśmy dalej i tam też był jakiś lew. Ale ten to chyba za dużo tego mleka zjadł bo był olbrzymi i patrzył się na mnie wielkimi zółtymi ślepiami. Najpierw zamarłem ze zdziwienia a potem jakoś tak samo mi zaczęło w gardle bulgotać, no i nawtykałem mu trochę - co mi tu będzie po mojej łące latał.
No to na razie tyle - pilnujcie się ogry bo nie wiecie co Wam może w nocy pod domem wyrosnąć.
