Calvados bardzo chętnie pożera wszystko co do pożarcia się nadaje, a za najbardziej nadające się do pożarcia zwykł był uważać to, co mieści się w łapce naszej najmłodszej pociechy... Ta zaś, jako dziecię bardzo miłe i życzliwe wszelkiemu stworzeniu - chętnie dzieli się wszystkim... i tym, co w łapce i tym, co w buzi....
Ostatnio nasze baby, które uwielbia się moczyć (w sensie mycia), wyniosło z łazienki kostkę mydła... i jak nietrudno się domyślić, zanim dobiegłam i odebrałam, część została z wielkim smakiem skonsumowana przez psa... I o dziwo nic a nic mu nie jest

Nawet nie zabącza atmosfery o innych sensacjach nie wspominając
Wczoraj na cel piesek wziął żabę... Nie żeby jakąś żywą... taką gumową żabę na żabie, która jakiś czas temu przyjechała z teściową, która uważa, że jak są dzieci, to pod każdym liściem w ogródku coś musi siedzieć... (i tak siedzą krasnoludki, jelonki i inne takie... żaby)
Żaba - leciwa już - przeżyła wszystkie psy, koty i dzieci, które niczego nie oszczędzają i dokonała wczoraj żywota w Calvadosowej paszczy... została wszakże pożarta z wielkim namaszczeniem...

- Jakaś łykowata ta żaba... Chyba stara...

- Dałbym ci buzi, ale jak się zmienisz w starą księżniczkę...

- ... to będzie niezła wtopa!

- Może trzeba poszukać jakiegoś ryzykanta....

- ...ale jak na złość nikogo nie ma....

- Chyba jednak po prostu cię zjem!