Ja z pewną konsternacją ale i ciekawością obserwują Mozartowe przywoławcze wzloty i upadki.BasiaM pisze: Przywołanie z Codą ćwiczę zawsze i wszędzie ale tak, żeby się jej te komendy nie znudziły![]()
Póki co daje się odwołać nawet jeśli na horyzoncie jest atrakcyjne psie lub ludzkie towarzystwo![]()
Dla mnie to sukces wychowawczy i duma z tak mądrej i grzecznej suczki![]()
W dużej części mam wrażenie, że jeśli mnie olewa, to jest w tym moja "zasługa".
Bo on np. pięknie przychodzi, jeśli ma serię długich spacerów dzień po dniu. Ale jeśli są to tylko spacerki (nie tyle jeśli chodzi o długość, a o czas spędzony bez smyczy), to przy (cytując P. Gałuszkę) niskim bilansie przyjemności, on to sobie rekompensuje na własną rękę i odwleka moment stawienia się przy mnie.
Ergo - jak często chodzimy do lasu i w chaszcze, pies mi grzecznieje. Jak za długo łazimy po terenach wymagających smyczy, to się buntuje i nie chce wracać. Całkiem to się trzyma kupy.